W
|
ubiegłym tygodniu przedstawiłem pierwszą część
relacji z wyprawy wehikułem czasu do Poznania w roku 1580, a dziś zapraszam na
kontynuację.
Jak już wspomniałem, w Poznaniu w 1580
roku trwał nieustanny ferment religijny, jednakże reformacja zaczęła się już cofać
pod naporem kontrreformacji. Część protestanckich rodzin szlacheckich, które
otaczały opieką poznańskich ewangelików wymarła, bądź ich przedstawiciele
przechodzili na katolicyzm. Sam patrycjat niechętnie patrzył na tę szlachecką
protekcję nad protestantami, obawiając się nadmiernej ingerencji szlachty w
sprawy miasta.
Biblia Lutra, źródło: Wikimedia. |
Pospólstwo miejskie raziła surowy wystrój protestanckich
świątyń, uproszczenie i zredukowanie wielu obrzędów, a także ich rezygnację z
kultu Matki Bożej i świętych. Kupcy powracali do Kościoła katolickiego, bo
bycie ewangelikiem w sytuacji, w której zwyciężała katolicka kontrreformacja,
przestawało się opłacać. Nie mniej jednak, protestanci dalej stanowili liczącą
się siłę w mieście. Zresztą, zapytałem o to pastora i konseniora poznańskiej
gminy luterańskiej, ks. Piotra Dambrowskiego. Skoro rozmawiałem już z rektorem
kolegium jezuickiego, to teraz, zgodnie ze starożytną maksymą: audiatur et altera pars, trzeba
porozmawiać też z drugą stroną tego religijnego konfliktu.
Piotr
Dambrowski: Niełatwo
panie głosić prawdziwą wiarę w Poznaniu. Wprawdzie miasto bogate i ludne jest,
aleć mieszczanie więcej o kiesę dbają nieźli o zbawienie duszy. Kędy handlują z
katolikami, ciż niechętnie widzą ich ewangelikami, stąd wolą wierności
papieżowi dochować, nieźli wiarą nieskalaną, bo od samego Chrystusa pochodzącą,
wyznawać. Papiści nie próżnują i radzi byliby nas wypędzić z miasta, ale my na
to nie pozwolim. Konfederacyja warszawska nas chroni, a i król miłościwy
Stefan, przychylny nam wielce i pokoju religijnego dochować zamiaruje. Na
opiekę szlachetnego pana wojewody Stanisława Górki liczyć możem, a i na innych
możnych panów, który wiarę naszą podzielają. Biskupowi jednakowoż i katolickim
księżom spokój naszej gminy nie w smak jest. Owóż, sprowadzili oni do miasta
owych wilków w owczej skórze, jezuitów przeklętych. Ciż kłamliwie nas pomawiają,
młódź namawiają do bójek i tumultów przeciw nam.
Ks. Samuel Dambrowski, syn Piotra, źródło: Wikimedia. |
Szkołę tu nawet założyli i tam
nauki swe głoszą, a uczniom papieską naukę do głowy wkładają. Darmo błagamy
naszych braci w wierzę, iżby synów swych tam nie posyłali, ale oni słuchać nas
nie chcą i prawią, że jezuici w naukach wszelkich biegli i opłat żadnych nie
pobierają. Przeto ze szkoły tej papiści wychodzą i w nienawiści mają naszą
wiarę prawdziwą. Łacniej byłoby młódź na nasze uniwersytety wysyłać do
Saksonii, Prus, lubo gdzie indziej, aleć toż kosztuje, a bracia nasi skąpią
grosza. Wolą tedy do jezuitów ich posyłać. Jezuici przeklęci prawią, że
wszystko czynią „ad maiorem Dei gloriam” [na większą
chwałę Bożą – M.B.], jako zawołanie ich
zakonu nakazuje, aleć Bóg z nami jest, a nie z papistami. Żegnajcie panie, a
com wam powiedział, rozważcie.
Pożegnawszy pastora, udałem się na
rynek, bo dziś akurat był dzień targowy. Co mnie urzekło, to niezwykła mozaika ludzi
i języków, którą można było tam spotkać. Widziałem Niemców, Litwinów, Rusinów,
Żydów, Włochów, Szkotów, Greków i Ormian. Poznań jawił się tu jako miasto
kosmopolityczne, otwarte na północ i południe, wschód i zachód. Część
cudzoziemców osiedliła się tu na stałe. Podczas zwiedzania targowiska i
okolicznych kramów, poznałem kupca ormiańskiego, Daniela Ormenę i postanowiłem
zamienić z nim kilka słów. Warto dodać, że Ormianie znaleźli się w Polsce po
zajęciu Rusi Halickiej w XIV wieku. Ich główne ośrodki znajdowały się we Lwowie
i Kamieńcu Podolskim. Wkrótce zdominowali handel Rzeczpospolitej ze Wschodem, a
także parali się produkcją dywanów i złotnictwem. Wielu z nich było ludźmi
świetnie wykształconymi, znającymi języki wschodnie, stąd pracowali na dworach
królów i magnatów jako tłumacze, oraz brali udział w oficjalnych poselstwach.
Działalność handlowa i rzemieślnicza Ormian przyczyniła się do zamiłowania
szlachty polskiej do orientalnych strojów, ozdób i broni. Ale oddajmy głos
Danielowi Ormenie.
Kupiec ormiański Sefer Muratowicz, źródło: wiki.ormianie,pl |
Daniel
Ormena: Przybyłem
to panie z Kamieńca Podolskiego i od lat sześciu już w tym mieście zamieszkuję.
Prowadzę skład towarów, które bracia nasi ze Wschodu przywożą. U mnie panie
kupić możecie tkaniny przednie, których i na sułtańskim dworze nie znajdziecie,
a takoż szable piękne, kobierce, wino, korzenie i frukta słodkie. Karawany
braci naszych docierają na Krym, do Konstantynopola, Syrii, Egiptu, Persji, na
nawet do Indii dalekich. W każdym porcie, mieście i na traktach spotkacie panie
Ormian. Powiadają, że Greka Żyd jeno przechytrzyć może, a Żyda – Ormianin.
Towary nasze wielce panom szlachcie do gustu przypadły. Szable, których
rękojeście zdobne w drogie kamienie i złoto, niejeden pan z dumą przy boku swym
nosi, szlachcianki zasie rade w tkaniny wschodnie się przyozdobić. Gdy na
uczcie mięsiwo naszymi korzeniami przyprawią, alboć frukta podadzą, wtedy
poważanie wśród innych mieć będą. Nie tylko wszak kupiectwem trudnimy się. W
każdym mieście na Wschodzie faktorie nasz są, jako wam rzekłem panie, przeto
wiemy wszystko, co się tam dzieje.
Katedra ormiańska we Lwowie, źródło: Wikimedia. |
Królowie polscy wielce nam przychylni,
przeto i my potrafim się odwdzięczyć. Przesyłamy tedy wieści, czy aby Tatarzy nie
ruszają się ze stepów i ku granicom Rzeczpospolitej nie idą, a to czy hospodar
wołoski, alboć mołdawski nie wącha się z inszymi wrogami kraju tego, a to czy
sułtan wreszcie nie nakazuje wojskom swym w Adrianopolu zbierać się i na
wyprawę nie rusza. Nic przed nami nie ukryje się. Nim atrament na sułtańskim
dekrecie wyschnie, już wie o tym król jegomość. Takoż ludzie nasi języki
wszelkie wschodnie znający, pomoc wielką posłom Rzeczpospolitej służą. Król za
to opiece nas ma, handlować pozwala i wiarę naszą wyznawać, a wiara nasza
starożytna jest, choć od rzymskiej inna [Armenia, jako pierwsze
państwo na świecie, uznało chrześcijaństwo za religię państwową już w 301 roku
– M.B.]. Tedy w pomyślności wielkiej
żyjem, a Rzeczpospolitą za matkę swą uznajemy. Żegnam was panie, bo robota
pali, a już mnie tam, jak słyszę, wołają. Bywajcie zdrowi!
Poznań, jako duże i ruchliwe miasto,
musiało mieć służbę, utrzymującą porządek, łapiącą przestępców, pilnującą
więźniów i bram miejskich, dbającą o przestrzeganie prawa, przeciwdziałającą
tumultom, itd. Oczywiście Poznań, jak inne miasta, posiadał własną straż
miejską. Na jej czele stał kapitan, choć nadzór na całością służb pilnujących
porządku i bezpieczeństwa w mieście sprawował specjalny urzędnik zwany hutmanem.
Nadzorował on straż miejską, zarówno jej dzienną, jak i nocną zmianę, sprawował
nadzór nad katem, zarządzał służbą przeciwpożarową, powierzano mu klucze do
bram miasta oraz sprawował funkcje sądownicze w drobnych sprawach itp. W
chwili, kiedy odwiedziłem Poznań, urząd hutmana sprawował pan Bartłomiej
Schultz. Udało mi się porozmawiać z nim chwilę, choć w związku z targiem, miał
pełne ręce roboty.
Straż miejska (pocz. XVI w.), źródło: Wikimedia. |
Bartłomiej
Schultz: Oj
tak panie, roboty u mnie co niemiara. W dni targowe o tumulty nietrudno. W
czas ten moc łazęg, złodziejaszków i inszych łotrów do miasta zjeżdża.
Mieszczanie, kupcy i szlachta skarżą
się, że sakiewki im giną, karczmarze, że obcy za jadło i napitek nie płacą, a
jeszcze do bójki z inszymi skorzy. Nie tylkoć wszak prostaczki za łby się chwytają.
Nawet i panowie szlachta stare zatargi sobie przypomniawszy, wnet do szabel
sięgają, nierzadko tęgo sobie popiwszy. Później zasię badać trzeba kto winien i
winnych ukarać. Ludzi w straży mamy niewielu, a w czas targu, ludzi prawie dwa
razy tyle, co zwykle w mieście zamieszkuje. Wszystkich wszak się nie upilnuje.
Nie tylko w dni takie, jako dziś robota pali. Tu nigdy spokoju niema. Boć to i
uczniowie szkoły ojców jezuitów tumulty z heretykami wszczynają, a to Żydów
napastują, a rektor broni ich i sam prawi, że karę wymierzy, wszelka na
pogrożeniu palcem kończy się. W tu jeszcze więźniów w lochach ratuszowych i w
wieżach bram pilnować trza, oko mieć baczenie, czy dziewki przedajne, które
mężów kuszą, wpisane do miejskich regestrów są i do kasy miejskiej procenta z
procederu swego płacą, bo jak nie, to pod pręgierz je sprowadzić trzeba, kat je
z batem wysmaga, a potem z miasta je wyganiamy. Więcej jednkoż łotrów tu
siedzi, nieźli strażników z halabardami.
Halabarda, źródło: Wikimedia. |
Ciż zasię nie tylko w dzień, aleć i
nocą porządku pilnować potrzeba. Musim jeszcze mieć baczenie, czy aby gdzie w
grodzie ogień nie wybuchł, boć miasto całe zgorzeć może. Teraz zasię panie
odejść pozwólcie, bo już słyszę tumult, lubo burdę. Bywajcie zdrowi!
Podczas jarmarku spotkałem bogatą
patrycjuszkę, panią Barbarę Suszkową, żonę Wojciecha Suszki, kupca i burmistrza
poznańskiego. Nie miała zbyt wiele czasu, ale poświęciła mi kilka chwil.
Źródło: Wikimedia. |
Barbara
Suszkowa: Czasu
za wiele nie mam, bo to wiecie panie, jarmark, a dziś na wieczerzę przychodzi
do domu mojego możny kupiec Mikołaj Werner z Wrocławia, mający jakoweś interesa
z mężem moim, wszak godnie go przyjąć wypada. Najprzedniejszą strawę
przysposobić trzeba, wina, a służbę przypilnować, boć ta gnuśna jest i nieuważna.
Jak tylko raz się ją z oczu spuści, nuż mięso przypalą, piwniczkę opróżnią i
gotowi jeszcze okraść i familię przed sąsiadami obmówić. Wszak wszystko na mej
głowie. Mąż mój poważanie w mieście ma jako burmistrz i rajca od lat wielu,
aleć dobrze wiem, że jak tylko zemrzeć mu przyjdzie, przeto jego rodzina czy
prędzej będzie mnie chciała z majątku wyzuć, a wówczas tylkoć u dzieci
łaskawego chleba i przytuliska na stare lata szukać. A jeśliby dzieci me na
powrót nie chciały mnie przygarnąć, tedy jeno za klasztorną furtą przyjdzie
schronienia szukać. Córki moje już dawno za mąż wydane, jeden syn sukcesję po
ojcu przejmie, drugi na naukach jeszcze, a trzeciemu, wojaczka zapachniała i do
wojska uciekł, chcąc pod królem Stefanem z Moskalem wojować. Mąż mój wielce zły
jest nań, ja jednakoż modlę się o jego powrót bezpieczny. Niełatwo jest żyć
niewiastom w tych czasach, choć narzekać nie mogę. Poważanie w mieście mamy,
interesa, chwalić Boga, dobrze idą i niczego nam nie braknie. Byle mój
najmłodszy żyw wrócił z onej wojny. A teraz panie kończyć już muszę, bo czasu
mało, a tyle jeszcze robić potrzeba. Żegnajcie!
Źródło: Wikimedia. |
Kilka
słów wyjaśnienia
Przedstawiłem tu rozmowy z siedmioma
osobami, reprezentującymi barwne lata osiemdziesiąte XVI wieku. Trzy z nich, to
postacie autentyczne, mam tu na myśli ks. Jana Konarskiego, rektora kolegium
jezuickiego, Jana Baptystę Quadro z Lugano, architekta i twórcę ratusza oraz
pastora Piotr Dambrowskiego. Pozostali, to postacie fikcyjne, choć rzeczywiście
burmistrzem Poznania w 1580 roku był Wojciech Suszka, ale nie dotarłem do
informacji o jego żonie. Barbara, to jedno z najpopularniejszych imion
kobiecych tamtych czasów, więc niewykluczone, że miała właśnie tak na imię. Ormianin
Daniel Ormena pochodzący ze Lwowa, rzeczywiście prowadził interesy z Poznaniem,
ale żył kilkadziesiąt lat przed naszą opowieścią. Wiele z kwestii, które
wypowiedzieli nasi bohaterowie, to nie fikcja. Mam nadzieję, że choć w części
przywołałem atmosferę tamtych lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz