W 1843 roku zdarzył się w Poznaniu pewien niegroźny z pozoru incydent, który jednak wkrótce
wywołał bardzo poważne reperkusję polityczne, angażując służby dyplomatyczne
Prus i Rosji, a także poważne siły policyjne i administracyjne Wielkiego
Księstwa Poznańskiego i Królestwa Polskiego. Wszystko wywołał przypadkowy
wystrzał z karabinu. Pech chciał jednak, że padł on w pobliżu powozu, w którym
podróżował car i imperator Wszechrosji – Mikołaj I Pawłowicz.
Car Mikołaj I, źródło: Wikimedia. |
Mikołaj I (1796
– 1855, panował od 1825 roku) był trzecim synem cara Pawła I. Jego starszymi
braćmi byli: car Aleksander I (1777 - 1825, panował od 1801 roku) i dobrze nam
znany, wielki książę Konstanty Pawłowicz (1779 – 1831). Kiedy po bezpotomnej
śmierci Aleksandra I, Konstanty miał wstąpić na tron, poddani dowiedzieli się
nagle, że ich kolejnym władcą zostanie nie on, lecz jego młodszy brat Mikołaj.
Konstanty w tajemnicy zrzekł się tronu, którego jednak i tak nie mógłby odziedziczyć, gdyż wcześniej popełnił mezalians, żeniąc się z polską arystokratką – Joanną Grudzińską, „księżną Łowicką”. Joanna nie pochodziła z rodu panującego, a więc zgodnie z rosyjskim prawem, Konstanty nie mógł zostać carem. Na marginesie podam pewną ciekawostkę, Konstanty był szwagrem dobrze znanego w Wielkopolsce generała Dezyderego Chłapowskiego, jako że ich żony - Joanna i Antonina, były siostrami.
Konstanty w tajemnicy zrzekł się tronu, którego jednak i tak nie mógłby odziedziczyć, gdyż wcześniej popełnił mezalians, żeniąc się z polską arystokratką – Joanną Grudzińską, „księżną Łowicką”. Joanna nie pochodziła z rodu panującego, a więc zgodnie z rosyjskim prawem, Konstanty nie mógł zostać carem. Na marginesie podam pewną ciekawostkę, Konstanty był szwagrem dobrze znanego w Wielkopolsce generała Dezyderego Chłapowskiego, jako że ich żony - Joanna i Antonina, były siostrami.
Mikołaj dał się
poznać jako zdecydowany obrońca starego porządku i władzy absolutnej, a zażarty
przeciwnik wszelkich ruchów rewolucyjnych i liberalnych. Na starym kontynencie
zwano go „Żandarmem Europy”, a w Rosji „Mikołajem Pałkinem”. Uważał, że jego
powołaniem jako władcy, jest utrzymanie samodzierżawia i tłumienie wszelkich
europejskich rewolucji. Sam zresztą zaczynał panowanie od stłumienia powstania
dekabrystów na placu Senackim w Petersburgu. Otóż 14 grudnia 1825 roku, grupa
oficerów, która już od dawna zawiązała spisek mający na celu obalenie
absolutnego ustroju w Rosji, wykorzystując zamieszanie wokół następstwa tronu,
wyprowadziła na plac 3 tys. żołnierzy. Spiskowcy ci, zwani dekabrystami
(powstanie miało miejsce w grudniu, a po rosyjsku grudzień to diekabr) zachowali się jednak biernie,
co wykorzystali żołnierze wierni carowi, którzy następnie krwawo stłumili bunt.
Pięciu przywódców spisku skazano na śmierć, a resztę zesłano na długoletnią
syberyjską katorgę. 29 listopada 1830 wybuchło powstanie w Królestwie Polskim, które
skończyło się klęską i represjami. Car nie miał więc szczególnych powodów aby
lubić Polaków, których uważał za niewdzięcznych buntowników. Nie ma się wiec co
dziwić, że przypadkowy wystrzał w Poznaniu uznał za próbę zamachu. Oto jak do
tego doszło.
Mikołaj I wracał
we wrześniu 1843 roku z Berlina do Rosji, a jak wiadomo najkrótsza droga wiodła
przez Poznań. Car niespecjalnie lubił to miasto. Po pierwsze, znalazło tam
schronienie wielu uciekinierów politycznych z Rosji, po drugie wielu
mieszkańców Poznania i Wielkopolski, wzięło udział w powstaniu listopadowym.
Trzecim powodem był pewien incydent. Otóż, kiedy car przejeżdżał przez stolicę
Wielkopolski w drodze do Berlina, jego powóz zawadził o narożnik pałacu Mielżyńskich
na Starym Rynku. Jeden z carskich kozaków zaczął bić woźnicę, a przypadkowi
przechodnie stanęli z obronie bitego, wołając: Tu bić nie wolno! Tu nie Rosja! Oczywiście monarcha nie mógł tego
nie usłyszeć, co zapewne mu się nie spodobało. Musiał jednak wracać przez
Poznań i wjechał do tego miasta 19 września.
Chwaliszewo, widok współczesny, źródło: Wikimedia. |
Tak się złożyło,
że wjazd cara do Poznania zbiegł się z pogrzebem generała Karla von Grolmana,
dowódcy stacjonującego w Poznaniu pruskiego V Korpusu Armijnego i pomysłodawcy
przekształcenia Grodu Przemysła w twierdzę. Generał zmarł cztery dni wcześniej.
Kondukt pogrzebowy miał wyruszyć z okolic Bazaru i dotrzeć do cmentarza
winiarskiego. Ze względu na planowane przybycie Mikołaja, uroczystości
pogrzebowe się opóźniły. Car nie planował dłuższego postoju w Poznaniu, musiał
jednak zmienić konie w domu pocztowym przy ulicy Rybaki. Na miejsce przybył
naczelny prezes Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Moritz von Beuermann, aby
powitać dostojnego gościa. Car jednak nie uznał za stosowne wysiąść z powozu,
dając tym samym do zrozumienia, że pogardza miastem i jego władzami. Po
krótkiej przerwie, orszak carski pojechał dalej, kierując się z Alei
Wilhelmowskiej (ob. Aleje Marcinkowskiego) do Garbar, a stamtąd przez
nieistniejący most Chwaliszewski nad starym korytem Warty, dalej w kierunku
Warszawy. Po przejechaniu mostu, jeden z powozów, w którym przewożono carska
kancelarię, wpadł w głęboki rynsztok, a kozakowi, który stał z tyłu pojazdu,
wypadł z ręki karabin, który samoistnie wypalił. Nikomu jednak nic się nie
stało. Zapewne nikt nigdy nie dowiedziałby się o tym incydencie, gdyby nie to,
że gdy car dotarł do Warszawy, opowiedział namiestnikowi Królestwa Polskiego,
feldmarszałkowi Iwanowi Paskiewiczowi o tym, jak haniebnie potraktowano go w
Poznaniu.
Feldmarszałek Iwan Paskiewicz, źródło: Wikimedia. |
Oburzony takim
potraktowaniem swojego władcy, Paskiewicz wysłał do Berlina notę protestacyjną,
której kopię otrzymał także naczelny prezes Beuermann. Depesza zawierała m. in.
relację samego cara o tym, co wydarzyło się w Poznaniu: Już na przeprzęgu traktowano mnie z pogardą, nikt nie zdjął czapki, a
ktoś bezkarnie uderzył kijem siedzącego na koźle służącego mego. Ale nie dość
na tym. Gdy powóz mojej kancelarii jechał przez most Chwaliszewo, tam przy
ulicy poprzecznej koło pompy stały osoby podejrzane. Z ich strony padł strzał
na powóz, a kula przeszyła na wylot puklat i jednemu urzędnikowi płaszcz w
powozie przedziurawiła. Urzędnicy moi bali się stanąć w miejscu i w ogóle w
mieście i zatrzymali się dopiero za miastem na drodze warszawskiej. Król
pruski Fryderyk Wilhelm IV (1795 – 1861, panował od 1840 roku) potraktował
sprawę poważnie i wysłał do Poznania komisję śledczą, która na miejscu
powiększyła się o tutejszych urzędników, wyznaczonych przez naczelnego prezesa.
Przesłuchano wielu świadków, a nawet wyznaczono nagrodę w wysokości 1000
dukatów za wskazanie winnego wystrzału na Chwaliszewie. Śledztwo nic jednak nie
wykazało. Jeden z członków komisji, radca prezydialny Noah wyjechał do Warszawy
z wnioskiem do feldmarszałka Paskiewicza o pokazanie mu powozu, do którego
rzekomo strzelano, munduru urzędnika z dziurą po kuli i z prośbą o
przesłuchanie urzędników i dworzan, którzy towarzyszyli wtedy carowi.
Paskiewicz przyjął śledczego bardzo chłodno, a wręcz wrogo. Zirytował go brak
postępów w śledztwie, a zwłaszcza prowadzenie dochodzenia w Warszawie, skoro
strzał padł w Poznaniu. Ponadto oświadczył Noahowi, że Powóz zaraz został porąbany, płaszcz zniszczony, a urzędnicy wyjechali
do Petersburga! Misja Noaha
zakończył się fiaskiem, a do Warszawy pojechał osobiście szef berlińskiej
policji – Duncker. On jednak również niczego nie uzyskał i także nie został
potraktowany uprzejmie przez namiestnika.
Król Fryderyk Wilhelm IV, źródło: Wikimedia. |
Komisja śledcza
mimo ogromnego wysiłku, nie wyjaśniła sprawy. Śledztwo zostało więc umorzone a
cała sprawa zamknięta. Wystrzał uznano za przypadkowy i nie znaleziono
najmniejszych dowodów na istnienie spisku przeciw życiu cara Mikołaja I. Cała
ta sprawa pokazała, jak przedstawiały się stosunki pomiędzy tymi dwoma
mocarstwami. Teoretycznie były one poprawne, a nawet serdeczne, ale w istocie
car nie liczył się zbytnio z Królestwem Prus, traktując to państwo z góry.
Prusy zaś bały się Rosji, dowodem, czego było chociażby przekształcenie
Poznania, czyli miasta leżącego kilkadziesiąt kilometrów od granicy, w
twierdzę. Kiedy w 1848 roku wybuchała Wiosna Ludów w Berlinie, to właśnie ze
strony Rosji najbardziej obawiano się zbrojnej interwencji.
Źródło:
J. Sobczak, Poznański zamach na cara?, w: Tajemnicza
Wielkopolska, praca zbiorowa pod redakcją Z. Roli, Poznań 2000.
Bardzo ciekawy i pomocny blog! : )
OdpowiedzUsuńA Poznań to piękne miasto, sama stąd pochodzę ; )
Pozdrawiam : )
Dziękuję za miłe słowa :) Polecam się na przyszłość. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń