T
|
rzeba przyznać, że niewielu polskich
pisarzy zajmujących się pisaniem powieści historycznych, umieszcza akcję swoich
książek w osiemnastowiecznej Rzeczpospolitej. Ostatnio lukę tę usiłował
zapełnić Przemysław Dębski.
Epoka saska nie cieszy się u nas
szczególną sympatią. Niewielu historyków i literatów zajmuje się tym czasami. Szkoda,
bo to epoka dość interesująca, choć może nie tak heroiczna, jak wiek XVII. Czasy
saskie to w powszechnej opinii początek końca Rzeczypospolitej, upadek
znaczenia kraju w Europie i postępująca anarchia magnacka, przy wzrastającej
potędze sąsiadów państwa polsko-litewskiego. Może dlatego niewielu pisarzy
sięga do tych czasów. Z tego właśnie powodu z przyjemnością sięgnąłem po
powieść Magnaci. Ostatni polski król, autorstwa Przemysława Dębskiego.
Akcja powieści zawiera się w latach 1732 –
1764, a więc rozpoczyna z chwilą urodzin Stanisława Augusta Poniatowskiego, a
kończy jego koronacją na króla Polski. Stanisław August jest jednak tylko
jednym z wielu bohaterów powieści, na których składają się zarówno polscy magnaci
jak i zagraniczni monarchowie i dyplomaci. Jeśli jednak zapytacie mnie o czy
właściwie jest ta książka, to trudno mi będzie jednoznacznie odpowiedzieć. Na
pewno nie jest to powieść biograficzna. Praca Dębskiego jest wielowątkowa. Mamy
tu więc sceny z życia Stanisława Augusta Poniatowskiego, zwłaszcza jego pobyt w
Petersburgu i romans z księżniczką Zofią Augustą Fryderyką von Anhslt-Zerbst,
lepiej znaną jako wielka księżna Katarzyna Aleksiejewna, a później jako caryca
Katarzyna II. Duża część powieści to pisane w formie pamiętnika przygody
Maksymiliana Woyny, uczestnika wojny siedmioletniej. Kolejna część książki to
barwne przygody Michała Dzierżanowskiego, korsarza na służbie francuskiej,
działającego na Oceanie Indyjskim. Karty powieści wypełniają też sceny z życia
czołowych magnatów państwa polsko-litewskiego.
Muszę przyznać, że książka, mimo podziwu
dla ogromu pracy jaki zadał sobie autor, rozczarowała mnie. Co prawda dobrze
się ją czyta, ale zupełnie nie czuć tam atmosfery XVIII wieku. Powieść jest
napisana współczesnym językiem, brak nawet najmniejszych prób stylizacji na
staropolszczyznę. Niewiele miejsca poświęcono na opis barwnych przecież
obyczajów naszych osiemnastowiecznych przodków. Powieść jest wielowątkowa, ale
wątki te nie mają wielu punktów stycznych, no może poza tym, że ich akcja toczy
się we wspomnianym przedziale czasowym. Wydaje się, że autor mógłby spokojnie
napisać kilka powieści, zamiast upychać wszystkie wątki w jednej książce. Opisy
czynów wojennych Maksymiliana Woyny i jego spraw rodzinnych są po prostu
nużące, więc najczęściej przekartkowywałem je. Przygody Dzierżanowskiego były
może i ciekawe, ale nie wpływały w żaden sposób na fabułę i zastanawiam się, po
co autor zamieścił je w swej książce.
Wracając do naszego głównego bohatera, to wątek
pobyt Poniatowskiego w Petersburgu należy do najciekawszych w całej powieści,
choć autor powtarza tu stare opinie o wielkim księciu Piotrze, mężu Katarzyny,
przyszłym carze Piotrze III jako skończonym idiocie. Badania historyków ostatnich lat dowiodły czegoś wręcz przeciwnego. Piotr nie był głupcem, a „czarny PR”, który mu towarzyszy
stworzyła Katarzyna II, chcąc wzmocnić swoje prawa do tronu i usankcjonować
przewrót, który w konsekwencji sprowadził śmierć na jej męża. Katarzyna przedstawiła
go w swoich pamiętnikach jako tępego, niedorozwiniętego brutala, ślepo
zapatrzonego w króla Prus Fryderyka II Wielkiego i interesującego się jedynie
wojskiem. Tymczasem Piotr miał szerokie zainteresowania, korespondował z
najwybitniejszymi umysłami epoki i sprowadził z Holsztynu do Petersburga bogatą
bibliotekę, a wiele reform, które zamierzał przeprowadzić w Rosji, wprowadziła
później Katarzyna, sobie przypisując ich autorstwo, za co była wychwalana przez
filozofów i późniejszych historyków.
Nie powinno się oceniać książki po
okładce, ale ta zdobiąca Magnatów woła o pomstę do nieba. Na okładce
widzimy człowieka w koronie, bardziej współczesnego nam niż ludziom żyjącym w
XVIII stuleciu. Ubrany jest w kaftan raczej szesnastowieczny, niż
osiemnastowieczny, a jego twarz zdobi broda (nieczęsto noszona przez
osiemnastowiecznych arystokratów) i malowidło przedstawiające orła białego na
czerwonym tle, wyglądające jakby zrobiono je na mecz. Opisywany człowiek w
rękach trzyma miecz, którym w XVIII wieku posługiwano się jedynie podczas
uroczystości koronacyjnych, albo publicznych egzekucji, a nie do walki.
Fot. autor. |
Powieść Dębskiego, pomimo liczny wad,
czyta się nieźle. Nie chcę do niej nikogo zniechęcać, ale też nie mogę jej z
czystym sumieniem nikomu polecić. Autor wykonał sporą pracę nad zebraniem
materiałów do powieści, a nawet umieścił na końcu bibliografię, składającą się
jednak z większości z materiałów zamieszczonych w Internecie. Sam autor znaczył w nocie zamieszczonej pod bibliografią, że korzystał także z innych publikacji,
szkoda tylko, że ich nie wymienił. Zostawiam czytelnikom ostateczną ocenę tej
książki, mnie ona jednak nie zachwyciła.
Autor: Przemysław Dębski
Tytuł: „Magnaci. Ostatni
król Polski”
Wydawca: Novae
Res
Oprawa: miękka, skrzydełka
Rok wydania: 2019
Wydanie: pierwsze
ISBN: 978-83-8147-394-1
Liczba stron: 516.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz