Strony

poniedziałek, 8 października 2012

Poznaniaków droga ku nowoczesności


Czasem, jak popatrzy się na dzieje Poznania, to aż dziw bierze, że od momentu lokacji w 1253 roku, do zajęcia miasta przez Prusy w 1793 roku, granice stolicy Wielkopolski praktycznie się nie zmieniły! Owszem, miasto wewnętrznie zmieniało swoje oblicze, kolejne pożary, powodzie i inne klęski powodowały, że budynki wewnątrz murów ulegały częstym przeobrażeniom. Poznań był najpierw gotycki, później renesansowy, aż wreszcie stał się barokowy z elementami klasycyzmu. Bujnie rozwijały się też przedmieścia i to zarówno wsie, jak i miasteczka, satelickie wobec Poznania, ale samo miasto przez nieomal 550 lat pozostało w granicach, które wytyczył podczas lokacji jego zasadźca – Tomasz z Gubina.
Podobna rzecz miała się z mieszkańcami. Co prawda nie da się utrzymać tezy, że mieszkańcy się nie zmieniali, w końcu różnice między tym, jak świat postrzegali ludzie średniowiecza, a jak kolejne pokolenia żyjące w XVI, XVII i XVIII wieku, były diametralne, ale jednak pewne cechy pozostały wspólne, jak
chociażby podziały klasowe, wspólnota interesów, rywalizacja z tymi, którzy nie pozostawali poza prawem miejskim, jak szlachta, duchowieństwo skupione wokół biskupa w nieodległym Ostrowie Tumskim, czy też Żydzi. Ludność wyznania mojżeszowego, choć mieszkała w mieście od samych jego początków, to jednak żyła obok chrześcijańskich obywateli Poznania. Żydzi nie podlegali prawu miejskiemu, mieli własną religię, obyczaje i kulturę, a często byli postrzegani jago konkurencja handlowa i rzemieślnicza, ale mimo tego w Poznaniu nigdy chyba nie doszło do pogromów na skalę tych w Europie Zachodniej. Nigdy też nie wygnano Żydów z Poznania.  
Oczywiście, z każdą z powyższych tez można polemizować, chodziło mi jednak o wykazanie pewnej prawidłowości, a mianowicie, że przez te ponad pięć stuleci nie dokonała się żadna rewolucja zmieniająca radykalnie stosunki społeczne, gospodarcze czy kulturowe. Zmiana taka dokonała się dopiero w wieku XIX. Wtedy to doszło do wykształcenia się nowoczesnych narodów i społeczeństw.

Panorama Poznania z 1833 r., mal. J. Minutoli, źródło: Wikimedia.

Mówiąc o społeczeństwie dziewiętnastowiecznego Poznania powinno się określić, czy mamy na myśli ogół poznaniaków, czy tylko Polaków. W tym artykule będzie mowa przede wszystkim o polskiej ludności Poznania, co nie wynika z szowinizmu autora. Daleki jestem od jednoznacznie negatywnego obrazu pruskiego panowania w Poznaniu. Jednakże zależy mi na pokazaniu procesów kształtowania się nowoczesnego społeczeństwa polskiego w stolicy Wielkopolski.

Wiek XIX przyniósł radykalne zmiany także, a może przede wszystkim, w życiu miast. Pojawiły się nowe warstw i klasy społeczne (trochę będzie pachniało Marksem), jak: burżuazja, czyli bogate mieszczaństwo, inteligencja, drobnomieszczaństwo i wreszcie robotnicy. Wcześniej wyróżniało się patrycjat miejski, kupców, rzemieślników, biedotę i ewentualnie dokładano to tego duchowieństwo i szlachtę, zamieszkałą w miastach.

Fakt, że Poznań został włączony do Prus, miało oczywiście niebagatelne znaczenie także dla procesów zachodzących w łonie społeczeństwa Poznania. Polacy byli dyskryminowani w życiu publicznym miasta, choć przez większą część wieku, mieli przewagę ilościową nad Niemcami. Władze pruskie popierały osadnictwo niemieckie w Poznaniu, wspierały jego rozwój kosztem Polaków. Spychanie Polaków do roli obywateli drugiej kategorii rodziło frustracje, ale jednocześnie stało się impulsem do pracy nad aktywizacją oświatową i gospodarczą Polaków, które przeszło do historii jako „praca organiczna”. Termin ten po raz pierwszy pojawił się w 1848 roku, choć w praktyce już dziesięć lat wcześniej zaczęto realizować jego założenia w praktyce. Wkrótce kształcenie się i pracę uznano za obowiązek patriotyczny. Nie oznacza to, że Prusacy nauczyli poznaniaków pracowitości, bowiem już w połowie XVIII, pojawiły się w Wielkopolsce postulaty głoszące konieczność podniesienia poziomu ekonomicznego poprzez ciężką i solidną pracę, terminowość, oszczędność i podejmowanie ryzyka inwestycyjnego. Rywalizacja gospodarcza a Prusakami wymusiła tylko zrealizowanie tych haseł w praktyce.

Hipolit Cegielski, źródło: Wikimedia.

Prusy były zdecydowanie najbardziej „wymagającym” zaborcą, a to oznaczało, że polscy rzemieślnicy, przedsiębiorcy i inteligencja, aby sprostać wyzwaniom życia codziennego, musieli być dwa razy lepsi od swych niemieckich konkurentów. Dążenie do doskonałości w handlu i produkcji oraz maksymalizacja zysków, z których jednak część była przeznaczana na cele społeczne, jak choćby na fundowanie stypendiów dla zdolnej, acz ubogiej młodzieży w ramach Towarzystwa Naukowej Pomocy, rozlewała się na szerokie kręgi poznańskich kupców, rzemieślników i przedsiębiorców. Etos pracy poznaniaka stał się przysłowiowy, a takie cechy, jak pracowitość, oszczędność, solidność i rzetelność przylgnęły do mieszkańców grodu Przemysła na długie lata, wywołując podziw i zazdrość wśród mieszkańców innych zaborów. Charakterystyczną cechą poznańskich przedsiębiorców było także zerwanie z dotychczasowym wizerunkiem przedsiębiorcy, jako człowieka zadowalającego się minimalnym zyskiem, ale unikającego kredytów i ryzyka. Hipolit Cegielski na przykład, nie mając majątku zaciągał pożyczki, inwestując w unowocześnienie fabryki, co jak się wkrótce okazało, przyniosło mu sukces. Nie bał się także sprzedawać na kredyt. Poznańscy przemysłowcy śmiało inwestowali w innowacje, wykorzystując osiągnięcia nauki i techniki, czego przykładem był wspomniany Cegielski, a także fabrykant nawozów sztucznych – Roman May. Najważniejszy dla nich był jednak klient, o którego potrzeby potrafili zadbać i wyjść im naprzeciw. Na szczędzili także nakładów na reklamę i rozgłos. Tu przykładem był m.in. właściciel cukierni i hurtowni win – Antoni Pfitzner. Nowoczesne spojrzenie na działalność gospodarczą zaszczepił poznaniakom także wybitny ekonomista i menedżer, ks. Piotr Wawrzyniak, patron spółek oszczędnościowo-pożyczkowych. Idea spółek polegała nie tylko na czystym oszczędzaniu, ale także na inwestowaniu zgromadzonych środków,  bo w końcu „pieniądz robi pieniądz”.

Kantor fabryki H. Cegielskiego, źródło: Wikimedia.

Walka o byt narodowy z zaborcą, spowodował szybki rozwój świadomości narodowej wśród poznaniaków. Wspólnie wspominano wielkie wydarzenia z polskich dziejów, walczono o pomniki wybitnych postaci z historii Polski, dbano o zachowanie i rozwój języka. W Poznaniu wykształcił się również „solidaryzm społeczny”, który w pozostałych zaborach nie występował. Już Karol Marcinkowski nawoływał do ponadklasowego spojrzenia na sprawy polskie. Przekonanie, że tylko zjednoczenie wszystkich klas społecznych we wspólnym celu, jakim była obrona polskości, mam szanse zwyciężyć. Stąd nawoływanie do głosowania na wspólnych, polskich kandydatów w wyborach do parlamentu pruskiego i organizowanie zbiórek pieniędzy na cele społeczne i kulturalne. Szlachta i inteligencja miała za zadanie nauczać robotników i chłopów, a ci z kolei mieli kupować produkty wytwarzane przez polskich producentów i nie sprzedawać ziemi Prusakom. Solidaryzmowi społecznemu zapewne dopomagała stosunkowo nieliczna grupa robotników, wielkiej burżuazji ale i szlachty. W Wielkopolsce nie było magnaterii tej klasy, co Radziwiłłowie, Potoccy, czy Lubomirscy, a to sprzyjało niwelowaniu różnic na linii chłop-szlachcic. Nikogo w Poznaniu nie dziwiła sytuacja, że przy jednym stoliku w hotelu „Bazar” siedział dziedzic z jednego z wielkopolskich majątków i popijał kawę z podpoznańskim chłopem, dyskutując o polityce światowej. Polski robotnik zaś rzadko dawał się namówić działaczowi robotniczemu na glosowanie na Niemca, kandydata na posła do parlamentu z listy partii robotniczej. Polski robotnik z reguły głosował na Polaka, choć ten nie należał do jego klasy społecznej.

Charakterystyczną cechą dziewiętnastowiecznego poznaniaka było też przywiązanie do Kościoła katolickiego i traktowanie katolicyzmu, jako jednej z najważniejszych cech świadczących o przynależności do narodu polskiego. Ksiądz Aleksy Prusinowski tak pisał w 1848 roku: Co jest naszą narodowością? Oto jest to naprzód nasza religia święta, potem ziemia nasza kochana, potem język nasz ojczysty. Mimo, że większa część polskie inteligencji i mieszczaństwa wyrażała liberalne poglądy, to jednak kiedy było trzeba, bronili Kościoła, jak chociażby podczas kulturkampfu w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Księża zaś aktywnie włączali się z działalność społeczną, organicznikowską, polityczną i kulturalną, nie oznacza to jednak, iż poznaniacy bezkrytycznie podchodzili do wszelkich działań Kościoła. Wyrażano głęboki sprzeciw wobec działań arcybiskupa Mieczysława Halki-Ledóchowskiego, w pierwszych latach jego rządów, gdyż uważano je za serwilistyczne i antynarodowe. Właśnie w dobie kulturkampfu zrodziło się określenie Polak-katolik.

Pomnik ks. Piotra Wawrzyniaka w Śremie, źródło: Wikimedia.

Coś, co zdecydowanie odróżniało dawny Poznań od dziewiętnastowiecznego, była zmiana w położeniu ludności żydowskiej. Żydzi, którzy do 1803 roku mieszkali niemal wyłącznie w obrębie własnej dzielnicy, po wielkim pożarze miasta we wspomnianym roku, mogli osiedlać się już na terenie całego miasta. Wkrótce do Poznania dotarła fala tzw. haskali, czyli żydowskiego oświecenia. Zwolennicy haskali nawoływali do emancypacji Żydów, a co za tym idzie, do ich stopniowej asymilacji z chrześcijanami. W zaborze pruskim, ludność wyznania mojżeszowego, uzyskała pełne równouprawnienie w pozostałymi obywatelami państwa pruskiego w 1848 roku. W drugiej połowie wieku, większość poznańskich Żydów przyjęła kulturę niemiecką, stając się de facto Niemcami wyznania mojżeszowego. Pisałem już o tym procesie w tekście pt. Próby emancypacji poznańskich Żydów w pierwszej połowie XIX wieku. (link: http://poznanskiehistorie.blogspot.com/2012/08/proby-emancypacji-poznanskich-zydow-w.html)

Poznaniak żyjący w dziewiętnastym wieku, a zwłaszcza w jego drugiej połowie, nie miałby większych problemów z dogadaniem się ze współczesnymi mieszkańcami tego miasta. Rozumiałby rozwój techniki, zainteresowanie sportem i turystyką oraz spory polityczne i światopoglądowe dzielące dzisiejszych jego rodaków. W końcu sprawy te nie były mu obce. Pytanie jednak, czy spodobałbym mu się dzisiejszy Poznań?

Źródło:
Dzieje Poznania w latach 1793 – 1945, praca zbiorowa pod redakcją J. Topolskiego i L. Trzeciakowskiego, Warszawa – Poznań 1994.
M. i L. Trzeciakowscy, W dziewiętnastowiecznym Poznaniu. Życie codzienne miasta 1815 – 1914, Poznań 1982.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz