Dziś zapraszam
do lektury drugiej części tekstu o zwyczajach i tradycjach związanych ze
świętami wielkanocnymi w Wielkopolsce.
Piero della Francesca, Zmartwychwstanie, źródło: Wikimedia. |
Wielka Sobota, czyli święconka
W Wielką Sobotę
tradycyjnie święci się w kościołach wodę i ogień. W dniu tym święci się także potrawy,
które następnie zostaną zjedzone podczas uroczystego śniadania wielkanocnego w
pierwszy dzień świąt. Zacznijmy jednak od święcenia ognia i wody. Pomijając aspekt
liturgiczny, lud wiejski uważał, że poświęcone w tym dniu zarówno ogień jak i
woda, mają moc uzdrawiania. Zdarzało się, że kobiety zabierały
żarzące się węgielki z przykościelnych ognisk i zanosiły je do domu, gdzie na nowo rozpalano ogień. Dymem z tego ognia okadzano zwierzęta i domowników, aby w ten sposób uchronić ich przed chorobami. Podobnie było z wodą. Wodę poświęconą podczas liturgii Wielkiej Soboty, przynosiło się do domu i przechowywało aż do kolędy po świętach Bożego Narodzenia. Gospodarze kropili nią swoje pola przed siewem, aby zapewnić sobie urodzaj i chronić zbiory przed szkodnikami i chorobami.
żarzące się węgielki z przykościelnych ognisk i zanosiły je do domu, gdzie na nowo rozpalano ogień. Dymem z tego ognia okadzano zwierzęta i domowników, aby w ten sposób uchronić ich przed chorobami. Podobnie było z wodą. Wodę poświęconą podczas liturgii Wielkiej Soboty, przynosiło się do domu i przechowywało aż do kolędy po świętach Bożego Narodzenia. Gospodarze kropili nią swoje pola przed siewem, aby zapewnić sobie urodzaj i chronić zbiory przed szkodnikami i chorobami.
Święcenie potraw (XIX w.), źródło: Wikimedia. |
Najważniejszą
tradycją Wielkiej Soboty jest oczywiście święcenie potraw. Specjalnie
przygotowane potrawy wielkanocne zwie się „święconką” lub „święconym”. Tradycja
ta wywodzi się z judaizmu i wiąże z ofiarą składaną z baranka w święto Paschy. W
XIV wieku papież, bł. Urban V wprowadził tradycję ozdabiania stołu
wielkanocnego barankiem (jako ciekawostkę dodam, że papież ten w 1364 roku
wyraził zgodę na powołanie Akademii
Krakowskiej). Tradycja ta jest żywa do dziś, a baranek zrobiony jest z masła,
czekolady lub cukru.
Baranek z cukru, źródło: Wikimedia. |
Oddajmy ponownie głos Oskarowi Kolbergowi, który wyliczył
skład święconego i zauważył, że: zawsze
z kilku placków, kawałka szynki,
kiełbasy, jaj, wódki, chrzanu i soli składać się koniecznie musi. Po południu
zaś, proboszcz miejscowy przybywa, i najprzód we dworze poświęca zastawę. Potem
wychodzi na podwórze, gdzie kobiety ze wsi dwoma rzędami ze swemi święconkami
zasiadłszy, oczekują go w milczeniu. [...] Inni zaś niniejsze zapasy wiktuałów do święcenia mający, zbierają to w
kosze i rzędem z całej wsi stawiają, co również kapłan święci. Po tem
wszystkiem mówią sobie kobiety z radością:
Niedaleko
Wielkanocka,
tylko
do niej jedna nocka.
Kiedy
Bóg da, dożyjewa,
to
się mile udciśniewa,
przypijając,
zajadając
święcone
jajecka.
Produkty
składające się na święconkę praktycznie
są takie same jak dawniej, no może bez tej wódki, o której pisał Kolberg. Najczęściej
więc wkłada się do koszyczków: ugotowane jajka (po jednym dla każdego z
domowników), kiełbasę, szynkę, chleb, ciasto (najczęściej babkę), baranka z
masła, czekolady lub cukru oraz sól. Poświęconej soli przypisywano właściwości
magiczne. W niektórych wsiach dodaję się ją krowom do karmy. Koszyk dekoruje
się zielonymi koszykami bukszpanu. Dawniej koszyki ze święconką zanosiły
gospodynie. Dzisiaj przynoszą je głównie dzieci i młodzież. Potrawy święci się
z kościołach lub w innym, wyznaczonym miejscu.
Koszyk ze święconką, źródło: Wikimedia. |
Pierwsze święto Wielkanocy, czyli rezurekcja, świąteczne śniadanie i przywoływanka
Początek
świętowania Wielkanocy rozpoczynał się pójściem do kościoła na pierwszą mszę,
zwaną rezurekcyjną. Do lat osiemdziesiątych XX wieku, dość powszechnym i prawdę
powiedziawszy, niebezpiecznym zwyczajem było ściganie się wozów wiozących
gospodarzy do domu z rezurekcji. Panowało przekonanie, że kto pierwszy dotrze
do domu, ten też pierwszy zakończy żniwa. Z czasem konne wozy zastąpiły
samochody. Bez wątpienia nie obywało się bez kolizji i śmiertelnych wypadków, a
ci, co chcieli dotrzeć pierwsi do domu, często lądowali w szpitalu, albo na
cmentarzu.
Po mszy należało
spożyć uroczyste, świąteczne śniadanie. Zjadano potrawy poświęcone w Wielką
Sobotę. W tym dniu utrzymał się zwyczaj, że nie przygotowywano obiadu, a
potrawy wchodzące w skład święconki jedzono przez cały dzień. Obecnie śniadanie
rozpoczyna się od podzielenia święconym jajkiem. Tradycja ta jednak jest bardzo
młoda, bo sięga zaledwie lat sześćdziesiątych XX wieku i powstała pod wpływem
obyczajowości miejskiej i nakazów kościelnych. Dzięki Oskarowi Kolbergowi
wiemy, jak wyglądało śniadanie wielkanocne, jak się za chwilę przekonamy,
bardzo różniło się ono od współczesnego nam: gdy po nabożeństwie rannym z kościoła wracają do domu, jedzą u siebie
najprzód chrzan, potem gospodarz nalewa wódkę w kieliszek i przypija do żony:
„Boże ci daj zdrowie!”, a żona mu odpowiada: „Pij z Panem Jezusem!” Następnie
żona przypija do syna lub córki najstarszej: „Boże ci daj zdrowie!” – na co
odpowiedź podobna: „Pijcie z Panem Jezusem!”
- Dalej piją inni koleją w tenże sposób od najstarszego do najmłodszego.
Po wódce, przejedzą wszyscy po suchej skibeczce rżanego chleba z solą,
następnie piją kawę, maczając z niej kawałki placka, wreszcie spożywają szynkę
z oliwą i octem, wszelką inną wędlinę, jaja itd. W niewielu chyba domach
dzisiaj rozpoczyna się świąteczne śniadanie wódką i to jeszcze z tak osobliwym
życzeniem, aby pić z Panem Jezusem. Zanikła też, przynajmniej w Wielkopolsce,
tradycja zjedzenia korzenia chrzanu, choć jest on obecny na śniadaniu, ale
przede wszystkim jako dodatek do wędlin.
Bułgarska ikona przedstawiająca Zmartwychwstanie (XVII w.), źródło: Wikimedia. |
Zwyczajem
charakterystycznym dla północno-wschodniej i środkowej Wielkopolski oraz Kujaw
była tzw. „przywoływanka”, lub „zapowiadanie”. Polegała ona na tym, że w
pierwszy dzień świąt chłopcy wspinali się na dachy domów lub stodół i wymienili
dowcipne rymowanki, kierowane do wszystkich dziewcząt we wsi, zapowiadając co
je czeka następnego dnia, czyli w lany poniedziałek, podczas dyngusa. Wymieniano
po kolei wszystkie przewinienia, jakie popełniła dziewczyna w minionym roku,
jak np. ile razy przypaliła jedzenie. Padała też kara, jaka miała spaść na
dziewczynę, polegająca na wylani na nią odpowiedniej ilości wiader wody.
Dziewczyna mogła jednak uniknąć przemoczenia, jeśli miała opiekuna, którym był
chłopak, któremu się podobała. Ten musiał ja „wykupić”, fundując chłopakom odpowiednią
ilość napoju wyskokowego. Wtedy też zapowiadający młodzieniec, wymieniając wady
dziewczyny, podawał ilość wiader wody, którymi owa dziewczyna miała być
następnego dnia obdarowana, jednak uspokajająco dodawał: lecz niech się niczego nie boi, bo (tu padało imię opiekuna) za nią stoi, ten ją wykupi. Dziewczyny,
które nie miału opiekuna, były solidnie oblane w dyngus. Oto przykład takiego
wiersza:
Panna Jadwiga bogobojna, ale chłopa
pragnąca.
Krowy
nie wydoi, bo się ogona boi.
Izby
nie wymiecie, po kolana śmiecie;
jest taka gruba, że potrzebuje
dwie
fury pyrzu dla wyłożenia w łyżu [w łóżku].
Jak chleb upiecze, to
się szczur pod skórkę
przewlecze.
Za
karę dostanie sześć wiader wody.
Panny Jadwigi
opiekun nie wykupił, więc musiała przyjąć na siebie te sześć wiader wody. Nie
mniej jednak dziewczyny oblane wodą podczas dyngusa, nie miały powodów do obaw,
gdyż świadczyło to o nich dobrze. Dziewczyny, które zostały wymienione, a cieszył
się złą sławą, ze względu na charakter lub opinię o złym prowadzeniu się, nie
były polewane. Podczas „przywoływanki” oznajmiano, że dziewczyna może być
spokojna, gdyż nie zasługiwała na polanie wodą: Niech się niczego nie boi, bo sąsiada kundel za nią stoi. Oto
przykład:
Potrzeba
dla niej wody zimnej z dwa kubliska
dla
umycia pyska
Niech
się niczego nie boi,
bo
za nią sąsiadów kundel stoi.
Dziś
„przywoływanka” budzi u nas co najmniej niesmak, jako forma publicznego
potępienia. Ale dawniej była akceptowanej powszechnie cenzury moralnej.
Poniedziałek wielkanocny, czyli dyngus, pochody z kogutem, niedźwiedziem
lub siwkami
Do najbardziej
znanych zwyczajów wielkanocnych, oprócz wykonywania pisanek i święcenia
pokarmów, należy zwyczaj polewania się wodą w poniedziałek wielkanocny, zwany
„śmigus-dyngus”. Zwyczaj ten jest praktykowany do dziś, zarówno na wsiach jaki
i w miastach, choć często przybiera formy dalekie od tych uświęconych tradycją.
Polewanie się wodą ma w tradycji ludowej charakter symboliczny i magicznym
zarazem. Woda ma oczyszczać, a także pobudzać siły witalne. Oprócz polewania
wodą, w Wielkopolsce zachował się jeszcze jeden zwyczaj, polegający na chłostaniu
kobiet i dziewcząt gałązkami brzozowymi lub jałowcowymi. Najpierw więc polewano
przedstawicielki płci pięknej wodą, a następnie bito je gałązkami. Zarówno
pierwszy jak i drugi zwyczaj, miał na celu symboliczne oczyszczenie i pobudzenie
sił witalnych i nawiązywał bezpośrednio do pogańskich rytuałów związanych ze
świętem wiosny.
Dyngus (XIX w.), źródło: Wikimedia. |
W drugi dzień
świąt popularne były w Wielkopolsce pochody przebierańców po wsiach.
Przybierały one różne formy, a ich uczestnicy otrzymywali skromne podarki od
mieszkańców. Był to zwyczaj podobny do orszaków kolędników w święta Bożego
Narodzenia. Bardzo popularne były pochody z kogutem, zwanym też kurkiem lub
kurasem. Polega on na chodzeniu z dwukołowym wózkiem, na którym stała figura
koguta z drewna, ciasta lub gliny. Kogut był w wielu kulturach symbolem sił
witalnych, Słońca i urodzaju. Miał on także zapewniać obfite plony. Wózek z
kogutem był malowany na czerwono, a do tego bogato zdobiony suszonymi ziołami,
kwiatami itd.
W centralnej, a
po części i zachodniej Wielkopolsce, popularne były pochody z niedźwiedziem.
Niedźwiedź, to po prostu jeden z uczestników, który zakładał strój z powiązanej
słomy grochowej. Towarzyszyły mu najczęściej: dziad, baba, kominiarz, koń i
diabeł. Uczestnicy takiego pochodu żądali od napotkanych ludzi drobnych datków
w postaci jajek, wędlin, czy ciast, polewając wodą, albo strasząc opornych.
Powtarzali wtedy tego typu rymowanki: Dyngus,
dyngus po dyngusie! Leży placek na obrusie. Pan kraje, pani daje – Proszę o
święcone jaje. W Wielkopolsce południowo-zachodniej, głównie w okolicach
Wolsztyna, Chorzemina, Nowego Tomyśla, Lwówka, Babimostu i Zbąszynia, popularne
były pochody z „siwkiem”. Był to przebieraniec uosabiający siwego konia.
Przypominał on krakowskiego lajkonika. W orszaku obecni są również: dziad,
baba, kominiarz niedźwiedź i muzykant, grający na akordeonie. Obchodzą oni
wszystkie zagrody, dziad z babą tańczą, a kominiarz smaruje domownikom buty
sadzą, lub pastą do butów, prosząc o datki. Zwyczajowo otrzymywali jajka,
obecnie zaś niewielkie sumy pieniędzy. Oprócz wyżej wymienionych, w
Wielkopolsce w lany poniedziałek chodzą też orszaki tzw. „ziandarmów”,
„muradynów” i „dynguśników”, zwanych też „dyngusiarzami” lub „dynguśnikami”.
Jak widzimy,
obrzędy wielkanocne w Wielkopolsce są bardzo bogate i różnorodne. Pamiętajmy o
nich, gdyż stanowią część naszego dziedzictwa.
*
* *
Korzystając z
okazji, chciałbym złożyć Drogim Czytelnikom, poznaniakom, Wielkopolanom i wszystkim innym, najserdeczniejsze życzenia
z okazji nadchodzących świąt Wielkiej Nocy. Życzę wspaniałej, rodzinnej
atmosfery przy śniadaniu wielkanocnym, kolorowych pisanek, bogatego zajączka,
(niezbyt) mokrego dyngusa i spełnienia wszystkich marzeń. Jednocześnie
informuję, że ze względu na krótką
przerwę świąteczną, następny tekst ukaże się w środę 11 kwietnia. Zapraszam.
Źródło:
A. Brencz, Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz