Koziołki,
trykające się codziennie w samo południe na wieży zegarowej ratusza, to jeden z
najważniejszych symboli Poznania. Widowisko to stanowi nie lada atrakcję
turystyczną i frajdę dla dzieci. Bywa, że na zimę są ubierane w stroje św.
Mikołaja, a czasem w barwy „Kolejorza”. Koziołki jakie znamy obecnie,
czyli wykonane z żelaza, pomalowane na biało, ze złoconymi bródkami i rogami,
bodące się nad zegarem, mają jednak zaledwie… sto lat. Wiadomo ze źródeł, że
„urządzenie błazeńskie” w postaci koziołków, zainstalowano na wieży ratuszowej
w połowie XVI wieku, w trakcie przebudowy ratusza po wielkim pożarze miasta w
1536 roku. Z czasem urządzenie zostało zdemontowane i popadło w zapomnienie.
Pamięć o nim przywrócili niemieccy uczeni w trakcie przygotowań do renowacji
ratusza na przełomie XIX i XX wieku. Odkryli oni w zapiskach źródłowych
informację o zainstalowaniu urządzenia oraz kontrakt z jego twórcą. Postanowili
więc przywrócić tę tradycję. Koziołki po raz pierwszy po wielowiekowej przerwie,
stoczyły pojedynek na rogi sto lat temu, w 1913 roku. Co prawda, od tamtego czasu kilka razy wymieniano koziołki i modernizowano mechanizm, ale zasada pozostała tam sama. Dokładnie w południe drzwiczki się otwierają, koziołki wychodzą i bodą się.
stoczyły pojedynek na rogi sto lat temu, w 1913 roku. Co prawda, od tamtego czasu kilka razy wymieniano koziołki i modernizowano mechanizm, ale zasada pozostała tam sama. Dokładnie w południe drzwiczki się otwierają, koziołki wychodzą i bodą się.
Źródło: Wikimedia. |
Koziołki zostały
zainstalowane jako dodatek do zegara, a pierwsze mechaniczne zegary zaczęły
pojawiać się w europejskich miastach w pierwszej połowie XIV wieku (Mediolan
1335, Padwa 1364, Strasburg 1354). Wkrótce wynalazek dotarł do Polski.
Prawdopodobnie przed 1380 rokiem, zawieszono zegar na wieży kościoła
mariackiego w Krakowie, wcześniej czasomierze dotarły do Wrocławia i Gdańska,
ale miasta te nie należały wówczas do Polski. Prawdopodobnie na przełomie XIV i XV wieku, zegar pojawił się we Lwowie. Zwykle zegary umieszczano na
wieżach kościołów, ratuszów i a basztach, tak, aby były widoczne z daleka.
W Poznaniu po
raz pierwszy informacje o istnieniu wieży zegarowej (zegarnej) pojawiły się
1431 roku. Wieża ta znajdowała na odcinku murów miejskich od zamku do Bramy
Wrocławskiej. Nie wykluczone jednak, że jakiś wcześniejszy zegar znajdował się
na wieży ratusza. Kiedy w 1536 roku, wybuchł jeden z największych pożarów w dziejach
miasta, spłonął także ratusz. Oczywiście rajcy natychmiast podjęli decyzję o
jego odbudowie. Prace trwały kilkanaście lat, a w 1550 roku, podpisano kontrakt
na przebudowę ratusza z architektem Janem Baptystą Quadro, który stworzył znany
i cieszący oczy do dziś, renesansowy ratusz.
W tym samym roku podpisano kontrakt z zegarmistrzem Bartelem (Bartłomiejem)
Wolffem na wykonanie zegara. Ten sam kontrakt zobowiązywał mistrza Wolffa, aby
zbudował urządzenie błazeńskie,
mianowicie dwa koziołki, które mają się trykać przed każdym biciem godziny.
Mistrz Wolff wykonał pracę, choć z pewnym opóźnieniem. Zegar z koziołkami
Wolffa miał, według badaczy, przetrwać do pożaru w 1675 roku, choć nie
wykluczone, że już wcześniej bywały z nim problemy. Już w latach sześćdziesiątych XVI wieku
wymagał on naprawy. W skąpych przekazach źródłowych znajdujemy jednak tylko
wzmianki o zegarze, ani śladu informacji o koziołkach.
Co jednak
skłoniło rajców do pomysłu wzbogacenia zegara o figurki bodących się koziołków?
W innych miastach zegary wyposażano w postacie świętych, aniołów, scenki
biblijne oraz w postaci i symbole śmierci, przemijania, czasu. Co prawda, w
niemieckim mieście Heilbronn nad Neckarem znajdziemy zegar ratuszowy wyposażony
w figurki dwóch bodących się baranów, ale powstał on w 1580 roku, a więc wiele
lato po poznańskim, co oznacza, że nie mógł on być wzorem dla rajców z naszego
miasta.
Zegar na ratuszu w Heilbronn, źródło: Wikimedia. |
W 1550 roku zbudowano zegar ratuszowy w bawarskim Ochsenfurth, gdzie
wyobrażono kostuchę (symbol śmierci) i dwa woły, uderzające w dzwon rogami, ale
ma to związek z herbem miasta, w którym wyobrażono wołu i samą nazwą miasta.
Jak wiadomo, w herbie Poznania koziołki nie występują.
Wieża ratuszowa z zegarem i wołami w Ochsenfurth, źródło: Wikimedia. |
Może więc
koziołki poznańskie miały jakiś wymiar symboliczny? Według Słownika mitów i tradycji kultury, kozioł w dawnych wierzeniach i
tradycjach symbolizował m. in. ofiarę. W tradycji żydowskiej, w związku z
obrzędami Dnia Przebłagania, należało wylosować dwa kozły – jeden w ofierze
Bogu, a drugi dla złego ducha – Azazela. Pierwszy miał być zabity za grzechy
ludu, a na głowę drugiego kapłan składał wszystkie przewinienia, a następnie
wypędzano go na pustynię (stąd określenie „kozioł ofiarny”). Ponadto kozła
łączono z szatanem. Wyobrażał on grzech, a zwłaszcza rozpustę i lubieżność.
Uosabiał męskie siły seksualne, a w wyobrażeniach słowiańskich koza był
symbolem urodzaju. Wierzono, że kozły odbijają się w źrenicach czarownic, a
diabeł pokazuje się na ich sabatach pod postacią czarnego kozła. Wątpliwe jest,
aby rajcy poznańscy chcieli wywyższyć te skądinąd sympatyczne stworzenia, które
przecież symbolizowały wówczas diabła, chyba, że chodziło im o podkreślenie sił
witalnych i jurności poznańskich mężczyzn, ale to już moja prywatna, swobodna
interpretacja. Koziołki prawie nie występowały również w szesnastowiecznych
baśniach i legendach, bo przecież legenda o koziołkach, które miały być podane
na kolację, ale uciekły spod noża ratuszowego kucharza i zbiegły na wieżę, ma
zaledwie kilkadziesiąt lat. Być może jednak rozwiązanie tej zagadki jest
prostsze, niż myślimy. Może po prostu bodące się koziołki były wyrazem poczucia
humoru poznańskich rajców i miały skłaniać raczej do zabawy i wywołania uśmiechów
na twarzach poznaniaków i osób przyjezdnych, a nie moralizować, czy skłaniać do
refleksji? Stąd przecież określenie „urządzenie błazeńskie”. W każdym razie,
pytanie pozostaje otwarte.
Pomnik koziołków na Placu Kolegiackim, źródło: Wikimedia. |
Powróćmy jednak
do historii ratuszowych koziołków, ale tu pojawia się nie lada problem. Otóż,
żaden dokument późniejszy niż z połowy XVI wieku, żadna kronika i żadna z
relacji podróżników, nie wspomina nawet pół słowem o koziołkach! W przekazach
ikonograficznych XIX wieku, na środkowej
wieżyczce, nad tarczą zegarową z 1782 roku, znajdowały się niewielkie
drzwiczki, być może tam właśnie ukazywały się niegdyś koziołki. W każdym razie,
uczeni niemieccy, którzy pod koniec XIX wieku przygotowali się z niezwykłą
skrupulatnością do przeprowadzenia prac konserwatorskich w ratuszu, odkryli z
aktach miejskich kontrakt rady z mistrzem Wolffem i postanowili przywrócić tę
tradycję, wykorzystując owe drzwiczki nad zegarem, gdzie wybudowali występ, na
którym już od 1913 roku zaczęły pojawiać się codziennie o 12.00 w południe,
bodące się koziołki. Tym razem jednak siłą napędową był prąd elektryczny. W
okresie międzywojennym, koziołki ponoć bardzo często się psuły, a autorzy
przewodników po Poznaniu w ogóle o niech nie pisali, co świadczy o tym, że nie
przywiązywano do nich żadnej wagi. Być może uznano, że skoro mechanizm
zbudowali Niemcy, to nie warto o tym pisać.
Koziołki na wieży ratuszowej, źródło: Wikimedia. |
Ratusz mocno
ucierpiał w wyniku walk o miasto w 1945 roku. Zniszczeniu uległ też zegar i
koziołki. Zrekonstruowano jednak cały mechanizm i już w 1953 roku poznaniacy
mogli ponownie zobaczyć trykające się koziołki. Jednak warunki atmosferyczne,
zanieczyszczenia powietrza itp., powodowały częste awarie urządzenia.
Ostatecznie w 1991 roku podjęto decyzję o budowie nowego mechanizmu. Postanowiono
też ufundować nowe koziołki. W 1993 roku, a więc 80 lat od daty instalacji pierwszego
od XVI wieku mechanizmu z koziołkami i 40 lat od ich powojennej rekonstrukcji,
na wieży ratusza po raz pierwszy stoczyły ze sobą walkę nowe koziołki. Stare
figurki zaś zostały złożone w Muzeum Historii Miasta Poznania.
Tak naprawdę
historia „błazeńskiego urządzenia” mistrza Wolffa, jest równie zagadkowa, jak
pochodzenie Galla Anonima. Nie wiadomo właściwie, przez ile lat koziołki
trykały się zanim w wyniku jakiegoś pożaru, uderzenia piorunem lub po prostu
awarii, której nie dało się naprawić, zeszły z wieży ratusza. Kronikarze nie
pisali o nich, gdyż widocznie nie uznawali koziołków za rzecz godną opisania.
Pamiętajmy, że pisarze miejscy, czy też kronikarze klasztorów poznańskich, pisali
tylko o wydarzeniach, które uznawali za godne odnotowania, jak wizyty królów,
epidemie, pożary i inne. Mało ich obchodziły koziołki, ufundowane ku uciesze
gawiedzi. Powinniśmy być wdzięczni niemieckim uczonym, którzy odkryli stare
zapisy, świadczące o istnieniu takiego „błazeńskiego urządzenia” i przywrócili
Poznaniowi równo cząstkę tej przeszłości, która dziś na trwałe kojarzy się z
tym miastem.
Źródło:
Z. Dolczewski, „Wieża zegarna” czyli o najstarszym zegarze miejskim w Poznaniu, w:
Przestępczość, „Kronika Miasta
Poznania”, 1993, nr 1-2.
M. Warkoczewska, Historia „błazeńskiego urządzenia” mistrza Bartłomieja Wolffa. Zegar z
koziołkami na poznańskim ratuszu, w: Przestępczość,
„Kronika Miasta Poznania”, 1993, nr 1-2.
Te koziołki są słynne chyba na cały świat :) Ale faktycznie zawsze działają "fikuśnie" :)
OdpowiedzUsuńAle bez nich Poznań nie byłby Poznaniem..
Pozdrawiamy i zapraszamy na artykuł (przepraszamy za nachalność, po prostu nie wyświetla się komunikat o naszym nowym artykule:( )
Kocham Poznań! Miasto z duszą. Pisałem o tym na moim blogu (w kilku miejscach, np. post o cytowaniu J. Englerta). Popełniłem poza internetem kilka artykułów w cyklu "Magiczny Poznań". Niestety nie będę mógł w tym roku być na Nocy Muzeów. Pewne bardzo ważne względy rodzinne... Brakuje mi wizyty nad Wartą. Trochę mnie tylko dziwi, że skoro jest Pan taki zakochany w grodzie Przemysła I, to dlaczego zdjęcia z Wikimedii? Eee, Młodszy Kolego, po historii - samemu za aparat i pstry i pstryk!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Bydgoszczy. Ma Pan we mnie stałego widza!
Karol Narocz
PS:m. in. na Ostrowiu Tumskim kryje sie tyle moich rodzinnych tajemnic (Archiwum Archidiecezjalne). Proszę pozdrowić Koziołki i księgarnię "Arsenał" w Rynku i przy Dąbrowskiego!
Witam! Dziękuję za komentarz. Pozdrowię od Pana zarówno księgarnię "Arsenał", jak i Ostrów Tumski. Co zaś tyczy się zdjęć z Wikimedii, to już śpieszę to wyjaśnić. Nie biegam z aparatem po Poznaniu, bo kiepski ze mnie fotograf. Wolę się koncentrować na tekście, a zdjęcia traktuję wyłącznie jako ilustrację tychże artykułów. W Poznaniu istnieje przynajmniej kilkanaście fotoblogów, których autorzy znają się doskonale na fotografii, publikując piękne zdjęcia naszego miasta, a którym ja do pięt nie dorastam. Oni koncentrują się na zdjęciach, ja na pisaniu. Ot i cała tajemnica.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Maciej Brzeziński
Usprawiedliwienie przyjmuje w 50%. Panie Macieju wzywam do czynów!
OdpowiedzUsuńJako Wielkopolanin po moich pradziadach (rodzinna saga cz. IV) pozwalam sobie zamieścić link Pana strony na moim blogu. A do Poznania na pewno zjadę najpóźniej w czerwcu.
OdpowiedzUsuńK.N.