Poznańskie koziołki

niedziela, 1 kwietnia 2012

Palmy, zajączek i dyngus, czyli wielkopolskie tradycje wielkanocne, część 2

Dziś zapraszam do lektury drugiej części tekstu o zwyczajach i tradycjach związanych ze świętami wielkanocnymi w Wielkopolsce.

Piero della Francesca, Zmartwychwstanie, źródło: Wikimedia.

Wielka Sobota, czyli święconka
W Wielką Sobotę tradycyjnie święci się w kościołach wodę i ogień. W dniu tym święci się także potrawy, które następnie zostaną zjedzone podczas uroczystego śniadania wielkanocnego w pierwszy dzień świąt. Zacznijmy jednak od święcenia ognia i wody. Pomijając aspekt liturgiczny, lud wiejski uważał, że poświęcone w tym dniu zarówno ogień jak i woda, mają moc uzdrawiania. Zdarzało się, że kobiety zabierały
żarzące się węgielki z przykościelnych ognisk i zanosiły je do domu, gdzie na nowo rozpalano ogień. Dymem z tego ognia okadzano zwierzęta i domowników, aby w ten sposób uchronić ich przed chorobami. Podobnie było z wodą. Wodę poświęconą podczas liturgii Wielkiej Soboty, przynosiło się do domu i przechowywało aż do kolędy po świętach Bożego Narodzenia. Gospodarze kropili nią swoje pola przed siewem, aby zapewnić sobie urodzaj i chronić zbiory przed szkodnikami i chorobami.

Święcenie potraw (XIX w.), źródło: Wikimedia.

Najważniejszą tradycją Wielkiej Soboty jest oczywiście święcenie potraw. Specjalnie przygotowane potrawy wielkanocne zwie się „święconką” lub „święconym”. Tradycja ta wywodzi się z judaizmu i wiąże z ofiarą składaną z baranka w święto Paschy. W XIV wieku papież, bł. Urban V wprowadził tradycję ozdabiania stołu wielkanocnego barankiem (jako ciekawostkę dodam, że papież ten w 1364 roku wyraził zgodę na  powołanie Akademii Krakowskiej). Tradycja ta jest żywa do dziś, a baranek zrobiony jest z masła, czekolady lub cukru. 

Baranek z cukru, źródło: Wikimedia.

Oddajmy ponownie głos Oskarowi Kolbergowi, który wyliczył skład święconego i zauważył, że: zawsze z  kilku placków, kawałka szynki, kiełbasy, jaj, wódki, chrzanu i soli składać się koniecznie musi. Po południu zaś, proboszcz miejscowy przybywa, i najprzód we dworze poświęca zastawę. Potem wychodzi na podwórze, gdzie kobiety ze wsi dwoma rzędami ze swemi święconkami zasiadłszy, oczekują go w milczeniu. [...] Inni zaś niniejsze zapasy wiktuałów do święcenia mający, zbierają to w kosze i rzędem z całej wsi stawiają, co również kapłan święci. Po tem wszystkiem mówią sobie kobiety z radością:

                                               Niedaleko Wielkanocka,
                                               tylko do niej jedna nocka.
                                               Kiedy Bóg da, dożyjewa,
                                               to się mile udciśniewa,
                                               przypijając, zajadając
                                               święcone jajecka.

Produkty składające się na  święconkę praktycznie są takie same jak dawniej, no może bez tej wódki, o której pisał Kolberg. Najczęściej więc wkłada się do koszyczków: ugotowane jajka (po jednym dla każdego z domowników), kiełbasę, szynkę, chleb, ciasto (najczęściej babkę), baranka z masła, czekolady lub cukru oraz sól. Poświęconej soli przypisywano właściwości magiczne. W niektórych wsiach dodaję się ją krowom do karmy. Koszyk dekoruje się zielonymi koszykami bukszpanu. Dawniej koszyki ze święconką zanosiły gospodynie. Dzisiaj przynoszą je głównie dzieci i młodzież. Potrawy święci się z kościołach lub w innym, wyznaczonym miejscu.

Koszyk ze święconką, źródło: Wikimedia.

Pierwsze święto Wielkanocy, czyli rezurekcja, świąteczne śniadanie i przywoływanka
Początek świętowania Wielkanocy rozpoczynał się pójściem do kościoła na pierwszą mszę, zwaną rezurekcyjną. Do lat osiemdziesiątych XX wieku, dość powszechnym i prawdę powiedziawszy, niebezpiecznym zwyczajem było ściganie się wozów wiozących gospodarzy do domu z rezurekcji. Panowało przekonanie, że kto pierwszy dotrze do domu, ten też pierwszy zakończy żniwa. Z czasem konne wozy zastąpiły samochody. Bez wątpienia nie obywało się bez kolizji i śmiertelnych wypadków, a ci, co chcieli dotrzeć pierwsi do domu, często lądowali w szpitalu, albo na cmentarzu.

Po mszy należało spożyć uroczyste, świąteczne śniadanie. Zjadano potrawy poświęcone w Wielką Sobotę. W tym dniu utrzymał się zwyczaj, że nie przygotowywano obiadu, a potrawy wchodzące w skład święconki jedzono przez cały dzień. Obecnie śniadanie rozpoczyna się od podzielenia święconym jajkiem. Tradycja ta jednak jest bardzo młoda, bo sięga zaledwie lat sześćdziesiątych XX wieku i powstała pod wpływem obyczajowości miejskiej i nakazów kościelnych. Dzięki Oskarowi Kolbergowi wiemy, jak wyglądało śniadanie wielkanocne, jak się za chwilę przekonamy, bardzo różniło się ono od współczesnego nam: gdy po nabożeństwie rannym z kościoła wracają do domu, jedzą u siebie najprzód chrzan, potem gospodarz nalewa wódkę w kieliszek i przypija do żony: „Boże ci daj zdrowie!”, a żona mu odpowiada: „Pij z Panem Jezusem!” Następnie żona przypija do syna lub córki najstarszej: „Boże ci daj zdrowie!” – na co odpowiedź podobna: „Pijcie z Panem Jezusem!”  - Dalej piją inni koleją w tenże sposób od najstarszego do najmłodszego. Po wódce, przejedzą wszyscy po suchej skibeczce rżanego chleba z solą, następnie piją kawę, maczając z niej kawałki placka, wreszcie spożywają szynkę z oliwą i octem, wszelką inną wędlinę, jaja itd. W niewielu chyba domach dzisiaj rozpoczyna się świąteczne śniadanie wódką i to jeszcze z tak osobliwym życzeniem, aby pić z Panem Jezusem. Zanikła też, przynajmniej w Wielkopolsce, tradycja zjedzenia korzenia chrzanu, choć jest on obecny na śniadaniu, ale przede wszystkim jako dodatek do wędlin.

Bułgarska ikona przedstawiająca Zmartwychwstanie (XVII w.), źródło: Wikimedia.

Zwyczajem charakterystycznym dla północno-wschodniej i środkowej Wielkopolski oraz Kujaw była tzw. „przywoływanka”, lub „zapowiadanie”. Polegała ona na tym, że w pierwszy dzień świąt chłopcy wspinali się na dachy domów lub stodół i wymienili dowcipne rymowanki, kierowane do wszystkich dziewcząt we wsi, zapowiadając co je czeka następnego dnia, czyli w lany poniedziałek, podczas dyngusa. Wymieniano po kolei wszystkie przewinienia, jakie popełniła dziewczyna w minionym roku, jak np. ile razy przypaliła jedzenie. Padała też kara, jaka miała spaść na dziewczynę, polegająca na wylani na nią odpowiedniej ilości wiader wody. Dziewczyna mogła jednak uniknąć przemoczenia, jeśli miała opiekuna, którym był chłopak, któremu się podobała. Ten musiał ja „wykupić”, fundując chłopakom odpowiednią ilość napoju wyskokowego. Wtedy też zapowiadający młodzieniec, wymieniając wady dziewczyny, podawał ilość wiader wody, którymi owa dziewczyna miała być następnego dnia obdarowana, jednak uspokajająco dodawał: lecz niech się niczego nie boi, bo (tu padało imię opiekuna) za nią stoi, ten ją wykupi. Dziewczyny, które nie miału opiekuna, były solidnie oblane w dyngus. Oto przykład takiego wiersza:

                                  Panna Jadwiga bogobojna, ale chłopa pragnąca.
                                  Krowy nie wydoi, bo się ogona boi.
                                  Izby nie wymiecie, po kolana śmiecie;
                                   jest taka gruba, że potrzebuje
                                  dwie fury pyrzu dla wyłożenia w łyżu [w łóżku].
                                  Jak chleb upiecze, to się szczur pod skórkę
                                  przewlecze.
                                  Za karę dostanie sześć wiader wody.

Panny Jadwigi opiekun nie wykupił, więc musiała przyjąć na siebie te sześć wiader wody. Nie mniej jednak dziewczyny oblane wodą podczas dyngusa, nie miały powodów do obaw, gdyż świadczyło to o nich dobrze. Dziewczyny, które zostały wymienione, a cieszył się złą sławą, ze względu na charakter lub opinię o złym prowadzeniu się, nie były polewane. Podczas „przywoływanki” oznajmiano, że dziewczyna może być spokojna, gdyż nie zasługiwała na polanie wodą: Niech się niczego nie boi, bo sąsiada kundel za nią stoi. Oto przykład:

                                    Potrzeba dla niej wody zimnej z dwa kubliska
                                    dla umycia pyska
                                    Niech się niczego nie boi,
                                    bo za nią sąsiadów kundel stoi.

Dziś „przywoływanka” budzi u nas co najmniej niesmak, jako forma publicznego potępienia. Ale dawniej była akceptowanej powszechnie cenzury moralnej.

Poniedziałek wielkanocny, czyli dyngus, pochody z kogutem, niedźwiedziem lub siwkami
Do najbardziej znanych zwyczajów wielkanocnych, oprócz wykonywania pisanek i święcenia pokarmów, należy zwyczaj polewania się wodą w poniedziałek wielkanocny, zwany „śmigus-dyngus”. Zwyczaj ten jest praktykowany do dziś, zarówno na wsiach jaki i w miastach, choć często przybiera formy dalekie od tych uświęconych tradycją. Polewanie się wodą ma w tradycji ludowej charakter symboliczny i magicznym zarazem. Woda ma oczyszczać, a także pobudzać siły witalne. Oprócz polewania wodą, w Wielkopolsce zachował się jeszcze jeden zwyczaj, polegający na chłostaniu kobiet i dziewcząt gałązkami brzozowymi lub jałowcowymi. Najpierw więc polewano przedstawicielki płci pięknej wodą, a następnie bito je gałązkami. Zarówno pierwszy jak i drugi zwyczaj, miał na celu symboliczne oczyszczenie i pobudzenie sił witalnych i nawiązywał bezpośrednio do pogańskich rytuałów związanych ze świętem wiosny.

Dyngus (XIX w.), źródło: Wikimedia.

W drugi dzień świąt popularne były w Wielkopolsce pochody przebierańców po wsiach. Przybierały one różne formy, a ich uczestnicy otrzymywali skromne podarki od mieszkańców. Był to zwyczaj podobny do orszaków kolędników w święta Bożego Narodzenia. Bardzo popularne były pochody z kogutem, zwanym też kurkiem lub kurasem. Polega on na chodzeniu z dwukołowym wózkiem, na którym stała figura koguta z drewna, ciasta lub gliny. Kogut był w wielu kulturach symbolem sił witalnych, Słońca i urodzaju. Miał on także zapewniać obfite plony. Wózek z kogutem był malowany na czerwono, a do tego bogato zdobiony suszonymi ziołami, kwiatami itd.

W centralnej, a po części i zachodniej Wielkopolsce, popularne były pochody z niedźwiedziem. Niedźwiedź, to po prostu jeden z uczestników, który zakładał strój z powiązanej słomy grochowej. Towarzyszyły mu najczęściej: dziad, baba, kominiarz, koń i diabeł. Uczestnicy takiego pochodu żądali od napotkanych ludzi drobnych datków w postaci jajek, wędlin, czy ciast, polewając wodą, albo strasząc opornych. Powtarzali wtedy tego typu rymowanki: Dyngus, dyngus po dyngusie! Leży placek na obrusie. Pan kraje, pani daje – Proszę o święcone jaje. W Wielkopolsce południowo-zachodniej, głównie w okolicach Wolsztyna, Chorzemina, Nowego Tomyśla, Lwówka, Babimostu i Zbąszynia, popularne były pochody z „siwkiem”. Był to przebieraniec uosabiający siwego konia. Przypominał on krakowskiego lajkonika. W orszaku obecni są również: dziad, baba, kominiarz niedźwiedź i muzykant, grający na akordeonie. Obchodzą oni wszystkie zagrody, dziad z babą tańczą, a kominiarz smaruje domownikom buty sadzą, lub pastą do butów, prosząc o datki. Zwyczajowo otrzymywali jajka, obecnie zaś niewielkie sumy pieniędzy. Oprócz wyżej wymienionych, w Wielkopolsce w lany poniedziałek chodzą też orszaki tzw. „ziandarmów”, „muradynów” i „dynguśników”, zwanych też „dyngusiarzami” lub „dynguśnikami”.

Jak widzimy, obrzędy wielkanocne w Wielkopolsce są bardzo bogate i różnorodne. Pamiętajmy o nich, gdyż stanowią część naszego dziedzictwa.   

                                                        *  *  *

Korzystając z okazji, chciałbym złożyć Drogim Czytelnikom, poznaniakom, Wielkopolanom  i wszystkim innym, najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących świąt Wielkiej Nocy. Życzę wspaniałej, rodzinnej atmosfery przy śniadaniu wielkanocnym, kolorowych pisanek, bogatego zajączka, (niezbyt) mokrego dyngusa i spełnienia wszystkich marzeń. Jednocześnie informuję, że ze  względu na krótką przerwę świąteczną, następny tekst ukaże się w środę 11 kwietnia. Zapraszam.

Źródło:
A. Brencz, Wielkopolski rok obrzędowy. Tradycja i zmiana, Poznań 2006.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...