Poznańskie koziołki

niedziela, 10 marca 2013

"Wichrzyciele i warchoły", czyli Marzec'68 w Poznaniu


Demonstracje studenckie, które rozpoczęły się w Warszawie, a później przetoczyły przez największe miasta w Polsce spowodowały, że marzec roku 1968 należał do wyjątkowo gorących. Uczestnicy tamtych wydarzeń byli pierwszym pokoleniem urodzonym już po wojnie. Nie domagali się likwidacji ustroju PRL, a jedynie poszerzenia zakresu wolności i tego, co później nazwano „socjalizmem z ludzką twarzą”. Nie da się jednak omówić wydarzeń marcowych bez omówienia sytuacji politycznej w owym czasie. Nas przede wszystkim będzie jednak interesować Poznań w tych gorących, marcowych dniach.

Władysław Gomułka, od 1956 roku I sekretarz KC PZPR, już krótko po wyniesieniu do władzy, zaczął wycofywać się z prób liberalizacji ustroju, których symbolem był „polski październik” 1956 roku, choć o powrocie do stalinizmu nie mogło być mowy. Czołowe stanowiska w państwie przejmowali „dogmatycy”, czyli zwolennicy twardego kursu w partii, natomiast „rewizjoniści”, a więc ludzie opowiadając się za dalszą liberalizacją stosunków politycznych, byli spychani na margines. W latach 60. powstała nowa, nieformalna
frakcja w PZPR, zwana „partyzantami”, której przywódcą został gen. Mieczysław Moczar (od 1964 roku Minister Spraw Wewnętrznych). Było to środowisko zdominowane przez byłych członków komunistycznej partyzantki z okresu okupacji hitlerowskiej. Grupa ta odwoływała się do etosu walki Gwardii, a później Armii Ludowej, głosiła hasła nacjonalistyczne i antysemickie, występując głównie przeciw starszym działaczom PZPR, których oskarżano o udział w zbrodniach okresu stalinizmu. Z „partyzantami” sympatyzowali młodzi aparatczycy, wychowankowie Związku Młodzieży Wiejskiej i Związku Młodzieży Polskiej, którym „starzy” blokowali partyjne kariery. Moczar dążył do zdobycia wpływów w partii, a w końcu do przejęcia władzy, choć na razie pozycja Gomułki była zbyt silna. Okazja jednak wkrótce nadeszła.

Władysław Gomułka, źródło: Wikimedia.

W dniach od 5 do 10 czerwca 1967 roku, Izrael błyskawicznie pokonał wojska egipskie, jordańskie, syryjskie i wspierające ich oddziały irackie w wojnie, która przeszła do historii jako „wojna sześciodniowa”. Egipt i Syria były sojusznikami Związku Radzieckiego i kraj ten zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem, potępiając go jednocześnie za „agresję”. W ślad za ZSRR, stosunki z Izraelem zerwały wszystkie kraje bloku wschodniego, z wyjątkiem Rumunii. Prawda jest jednak taka, ze Izrael jedynie uprzedził spodziewany atak krajów arabskich. Gdyby wojska izraelskie pierwsze nie rozpoczęły ofensywy, musiałby walczyć na własnym terytorium ze znacznie liczniejszymi armiami arabskimi, co zapewne skończyłoby się zniszczeniem tego państwa. W Polsce zarządzono nagonkę „antysyjonistyczną”, przeprowadzając czystkę w partii. Wyrzucono z niej osoby pochodzenia żydowskiego i nakłoniono ich do emigracji. W ciągu kilku lat z Polski wyjechało ponad 12 tys. osób, głównie przedstawicieli inteligencji. Tłumaczono oczywiście, że nie chodzi tu o potępiane Żydów, tylko syjonistów.

Mieczysław Moczar, źródło: Wikimedia.

Sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta. Z Czechosłowacji nadchodziły pierwsze powiewy „praskiej wiosny”. Na próbę liberalizacji i demokratyzacji systemu u południowych sąsiadów, spoglądano z niepokojem. Iskrą, która spowodowała wybuch w Polsce, było zdjęcie z afisza Teatru Narodowego w Warszawie Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka, w których dopatrzono się akcentów antyradzieckich. Ostatnie przedstawienie odbyło się 30 stycznia 1968 roku. Wywołało to protesty i demonstracje warszawskich studentów, co oczywiście spotkało się z przeciwdziałaniem ze strony władzy, m. in. relegowano z uczelni Adama Michnika. Do protestów przełączyła się część inteligencji i „rewizjonistów” z PZPR. Kiedy 8 marca doszło do rozpędzenia wiecu studentów Uniwersytetu Warszawskiego przez oddziały ZOMO i ORMO, studenci odpowiedzieli strajkiem, trwającym kilka tygodni. Nastroje buntu przeciw istniejącej rzeczywistości objęły też inne, duże ośrodki akademickie w kraju, w tym Poznań.    

Popiersie Kazimierz Dejmka w Teatrze Polskim w Warszawie, źródło: Wikimedia.

Informacje o tym, co się dzieje w Warszawie, dotarły do Poznania już w sobotę 9 marca. Jednakże do pierwszych wieców doszło dopiero w poniedziałek 11 marca. Powód jest prosty, znaczna część studentów na weekendy wyjechała do domów. Ci, którzy zostali, zapewne toczyli burzliwe dyskusje w akademikach. W poniedziałek 11 marca pojawiły się pierwsze plakaty i napisy wzywające do popierania studentów ze stolicy. Studenci zbierali się w obrębie domów studenckich. Wysłano też wówczas list do Komitetu Wojewódzkiego PZPR, żądając zajęcia jasnego stanowiska i domagając się potępienia prasy poznańskiej, która milczała na temat wydarzeń w Warszawie, ostrzegając jednocześnie przed powtórką Czerwca’56.

Następnego dnia próbowano zorganizować wiece już poza terenami uczelni i nawoływano do zorganizowania wielkiego wiecu na placu Mickiewicza w godzinach popołudniowych. Wybór placu Mickiewicza jako miejsca zbiórki, był oczywisty. Plac znajdował się w centrum, w pobliżu Collegium Minus z rektoratem i aulą uniwersytecką. Tu także znajdował się pomnik Adama Mickiewicza, twórcy zdjętych przez cenzurę Dziadów. Tu także odbyła się wielka manifestacja robotników 28 czerwca 1956 roku. Pamięć Poznańskiego Czerwca była wciąż żywa w tym mieście. Dzięki temu, że plac znajdował się w centrum, można było poinformować mieszkańców Poznania wracających z pracy o manifestacji. Do studentów uniwersytetu dołączyli także studenci z innych poznańskich uczelni, zwłaszcza Politechniki Poznańskiej, Wyższej Szkoły Ekonomicznej i Wyższej Szkoły Rolniczej. Manifestacja rozpoczęła się ok. godz. 15.00. Wznoszono hasła: „Prasa kłamie”, „Poparcie dla Warszawy od Poznania”, „Żądamy Dziadów”. Według źródeł milicyjnych, zebrało się ok. 1000 osób, z czego 40% stanowili studenci.

Pomnik Adama Mickiewicza w Poznaniu, źródło: Wikimedia.

Do protestujących studentów wyszli rektorzy: Uniwersytetu: prof. Czesław Łuczak, Akademii Medycznej: prof. Witold Michałkiewicz i Politechniki Poznańskiej: prof. Zbigniew Jasicki. Profesor Jasicki wezwał do zachowania spokoju i rozejścia się, i rzeczywiście, większość zebranych rozeszła się, umawiając się jednocześnie w tym samym miejscu o godz. 20.00. Tłumaczono, że lepiej będzie przyjść po zmroku, bo w tłumie mogą znaleźć się „tajniacy” z ukrytymi aparatami. Zanim doszło do ponownej zbiórki, w większości domów studenckich zorganizowano wielką akcję propagandową, namawiając do przyjścia. Poskutkowało. Ok. godziny 20.00, na plac przyszło ok. 3000 osób, z czego dwie trzecie to studenci (wg źródeł milicyjnych). Młodzież udekorowała pomnik Mickiewicza transparentami: „Popieramy studentów stolicy”, „Studenci wszystkich krajów łączcie się”, „Kultura” i „Prasa kłamie”. To ostatnie hasło podkreślano dobitnie, paląc gazety. Uczestnicy wiecu odśpiewali hymn państwowy i Gaudeamus. Następnie, nawiązali wyraźnie do wydarzeń z czerwca 1956 roku, wznosząc hasła solidarności z robotnikami, a także przenosząc wiec pod zamek (wówczas Pałac Kultury) i gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR (ob. Collegium Historicum UAM), a więc w miejsca, demonstracji robotniczej z 1956 roku. Wiec skończył się ok. 21.30 i studenci rozeszli się, umawiając się w tym samym miejscu następnego dnia.

Dawny gmach KW PZPR w Poznaniu, źródło: Wikimedia.

W środę 13 marca, na demonstrantów czekały już oddziały ZOMO (Zmechanizowane Odwody Milicji Obywatelskiej) aby nie dopuścić do kolejnych wieców. Studenci przynieśli ze sobą nowe transparentu i ulotki. Nie przewidywali, że może dojść do użycia siły. Tymczasem władze uczelni i kadra profesorska, próbowali powstrzymać studentów przed braniem udziału w demonstracjach. Rektorzy przygotowali apel o zachowanie spokoju, obawiając się użycia siły przez władze. Część wykładowców jednak odmówiła udzielenia poparcia apelowi rektorów, opowiadając się po stronie studentów. Najgłośniej zaprotestował kierownik Zakładu Fonetyki doc. Wiktor Jassem. Kilka dni później wyrzucono go z partii, a także oświadczono, że jego brat wyjechał z Polski i przebywa w Izraelu. Widać doc. Jassem też był członkiem „syjonistycznej V kolumny”. Mimo nacisków, nie wyjechał z kraju.

Na placu Mickiewicza zebrało się o godzinie 15.00 ok. 2000 studentów. Do akcji wkroczyły jednak oddziały ZOMO, rozpędzając manifestację. Wkrótce jednak studenci ponownie wrócili na plac i znowu zostali rozpędzeni przez milicjantów. Część uczestników chroniła się przed zomowcami w budynkach uniwersyteckich, gdzie ci ostatni wbiegali, goniąc ich. Walka z demonstrantami zakończyła się ok. 20.00. Manifestujący studenci nie dali jednak za wygraną i przenieśli się przed budynki domów studenckich. Pracownicy uczelni bezskutecznie próbowali powstrzymać studentów, tłumacząc im, że co prawda ich protest jest słuszny, ale cała akcja jest walką polityczną na szczytach władzy, a studenci są manipulowani. Lepiej więc zachować spokój. Ten apel jednak również nie został wysłuchany. Na zebraniach studenckich jeszcze tego samego dnia, przygotowywano rezolucje potępiające użycie siły wobec demonstrantów.

14 marca (czwartek) rozeszły się wieści o pierwszych aresztowaniach. Najczęściej padało nazwisko asystenta rusycystyki Włodzimierza Wierziłowa, którego sam I sekretarz KW PZPR z Poznaniu Jan Szydlak, uznał za przywódcę grupy „wichrzycieli i warchołów”. Mimo tego, ponownie pod pomnikiem Mickiewicza zebrało się w godzinach popołudniowych  ok. 500 studentów, jednakże ok. 16.00 tłum zwiększył się do 2000 osób z uwagi na to, że do tej grupy przyłączyło się część starszych osób, wracających z pracy. Wkrótce do akcji przystąpiło ZOMO. Pod adresem funkcjonariuszy posypały się wyzwiska, najczęściej „gestapo”. Wiec został rozpędzony. Tego dnia nie odnotowano już więcej manifestacji.

Władzę zaniepokoiły doniesienia o przypadkach sympatyzowania ze studentami robotników z niektórych poznańskich zakładów, zwłaszcza „Wiepofamy” i Zakładu Przemysłu Odzieżowego „Komuna Paryska”. Robotnicy ci mieli wkrótce odpowiedzieć za zajęcie „niewłaściwej postawy” wobec wydarzeń marcowych. Na wypadek eskalacji protestów, postanowiono stworzyć tzw. grupy aktywu robotniczego, skupiające około 300 osób, które mały być użyte wobec protestujących studentów. W piątek 15 marca, panował w mieście względny spokój, ale już następnego dnia studenci przygotowali kolejną manifestację, jednakże próba przejścia zwartymi grupami na plac Mickiewicza, zakończyła się niepowodzeniem; studenci zostali rozpędzeni przez ZOMO. W niedzielę 17 marca nastroje zupełnie się wyciszyły, co uznano za koniec studenckich protestów, choć podczas mszy w kościołach zakonów związanych ze środowiskiem studenckim (dominikanie, palotyni, salezjanie) duszpasterze wyraźnie poparli studentów.

Do 28 marca zatrzymano w Poznaniu 207 osób. W kwietniu i maju tego samego roku, aresztowano kolejnych 13 osób, przeważnie za przygotowanie i kolportaż ulotek. Z tej liczby 164 osoby zostały zwolnione po upłynie 48 godzin, po przeprowadzeniu tzw. rozmów „profilaktyczno-ostrzegawczych”. Większość zatrzymanych, to studenci i pracownicy umysłowi, ale sporo było też pracowników fizycznych i uczniów szkół średnich. Najwięcej zatrzymanych trafiło przed kolegia karno-administracyjne, gdzie kary wahały się od 7 dni do 3 miesięcy pozbawienia wolności, a także konieczność zapłacenia grzywny. Przeciwko kilkunastu osobom wszczęto postępowania karne. Maksymalnie oskarżeni otrzymywali kary do kilku miesięcy więzienia i to przeważnie w zawieszeniu. Pozostali, których aktywność w dniach manifestacji uznano za mniej szkodliwą, postawiono przed uczelnianymi komisjami dyscyplinarnymi. Tam można było albo umorzyć sprawę, albo też ukarać studentów, z czego najmniejszymi karami był: upomnienie, nagana i zawieszenie w prawach studenta, a najwyższą – wydalenie z uczelni. Pracowników naukowych, którzy poparli protesty studenckie, karano naganą, ale także pozbawiano stanowisk służbowych i wyrzucano z partii. Ogółem wśród studentów i pracowników naukowych niewiele osób zostało potraktowanych z najwyższą surowością. Z UAM wydalono 7 studentów, 2 asystentów i 2 samodzielnych pracowników naukowych. Z Wyższej Szkoły Ekonomicznej relegowano 3 studentów, a z Wyższej Szkoły Rolniczej – 4. Większość wyrzuconych studentów wróciła później „po cichu” na studia w okresie rządów Edwarda Gierka, bądź kontynuowała studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ciekawym przypadkiem był student polonistyki Władysław Panas (1947 – 2005), który został relegowany i trafił na 2 miesiące do więzienia. Po wyjściu na wolność trafił na KUL, gdzie nie tylko, że kontynuował studia, ale także został pracownikiem naukowym tej uczelni, dochodząc do tytułu profesora zwyczajnego. Znany jest on dzisiaj w środowisku naukowym, jako znawca twórczości Brunona Schulza, Józefa Czechowicza oraz tradycji żydowskich w polskiej literaturze i kulturze.

Prasa poznańska, co było oczywiste w tamtym systemie, pomniejszała liczbę manifestujących, twierdząc, że część z nich to „warchoły i wichrzyciele”, a reszta dała się omamić przez bankrutów politycznych, syjonistów i reakcjonistów. Domagano się oczywiście przykładnego ich ukarania. Wskazywano, że większość studentów zachowała właściwą postawę, uczestnicząc w zajęciach i ucząc się. Pisano o masówkach w fabrykach, podczas których robotnicy rzekomo mieli wyrażać oburzenie z powodu zajść, domagać się zwiększenia liczby studentów pochodzenia robotniczego, przykładnego i surowego ukarania „warchołów”, manifestując przy tym poparcie dla partii i „towarzysza Wiesława” oraz domagać się usunięcia z partii elementów wrogich wobec państwa i socjalizmu. Sztandarowe hasła owych „spontanicznych wieców” brzmiały: „Pisarze do piór, studenci do nauki”, „Syjoniści do Syjonu” (choć niekiedy pojawiały się hasła pisane przez ludzi o niewielkiej znajomości geografii, brzmiące „Syjoniści do Syjamu”, czego jednak Żydzi mieliby szukać w Tajlandii?).

Przebieg Marca’68 w Poznaniu był znacznie łagodniejszy, niż w Warszawie czy we Wrocławiu, gdzie dochodziło do strajków i okupacji uczelni. Niemniej jednak, to właśnie Poznań stał się ważnym ośrodkiem poezji Nowej Fali, powstałej pod wpływem doświadczeń marcowych. Do czołowych przedstawicieli „nowofalowej poezji” należeli: absolwent polonistyki na UAM i pracownik naukowy tej uczelni, Stanisław Barańczak oraz Ryszard Krynicki. Dla wielu uczestników wydarzeń marcowych, był to wstęp do działalności opozycyjnej i bolesna lekcja „socjalistycznej sprawiedliwości”.

Źródło:
 Marzec 1968 w Wielkopolsce. Materiały pomocnicze Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej nr 8,  pod redakcją: K. Białeckiego, S. Jankowiaka, F. Leśniaka, J. Miłosza, A. Skupień, Poznań 2005.
Poznań w Marcu – Marzec w Poznaniu (w rocznicę wydarzeń 1968 roku), pod redakcją: S. Wysłouch i J. Borowca, Poznań 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...