Poznańskie koziołki

niedziela, 23 marca 2014

Beocja czy Sparta? Jak wykształcił się poznański etos


W
ydarzenia rozgrywające się w Poznańskiem wzbudzały żywe zainteresowanie Polaków w innych zaborach. Część publicystów niechętna Poznańczykom, porównywała Poznańskie do starożytnej Beocji uważając, że Poznańczycy skupiają się tylko na sprawach materialnych. Sami Wielkopolanie woleli porównywać swą małą ojczyznę do Sparty, krainy twardej, nieustępliwej, zdolnej do walki i najwyższych poświęceń. 

Specyficzna sytuacja w jakiej znalazła się ta część Wielkopolski, która dostała się  pod władzę Prus i droga do niepodległości jaką podążyli Poznańczycy, była odmienna od tej, jaką obrano w innych zaborach. W okresie zmagań z pruskim zaborcą, wykształcił się także specyficzny etos, który w mniejszym lub większym stopniu przetrwał do dziś, a przynajmniej chcielibyśmy, aby tak było. Oczywiście nie zawsze to, co mieszkańcy naszego regionu uważają za swoje zalety, inni również za takowe uznają. Przyjrzyjmy się zatem częściom składowym owego poznańskiego etosu i wybranym opiniom na ten temat.

Herb Poznania z czasów pruskich, źródło: Wikimedia.

W tekście wiele razy pojawiać się będzie termin „Poznańczyk”. Pod tym określeniem rozumiem nie tylko człowieka żyjącego w Poznaniu i utożsamiającego się z tym miastem, ale również osobę mieszkającą w Wielkim Księstwie Poznańskim, przekształconym później w Prowincję Poznańską. Nie można mówić tu o Wielkopolsce jako takiej, wiemy bowiem, że nie cała dzielnica znalazła się pod zaborem pruskim. Ziemie: kaliska i konińska, były częścią zaboru rosyjskiego.

Nie do końca słuszne jest przekonanie, że dopiero Prusacy nauczyli Poznańczyków pracy i gospodarności. Część pamiętnikarzy z XVII i XVIII wieku pisało, że panowie wielkopolscy regularnie płacili podatki, lepiej zarządzali swymi dobrami, osiągali wyższe dochody i byli bardziej oszczędni w porównaniu ze szlachta z innych dzielnic. Osiemnastowieczni cudzoziemcy odwiedzający Rzeczpospolitą, wyraźnie wskazywali na Wielkopolskę, jako region stojący najwyżej pod względem cywilizacyjnym. Na krótko przed rozbiorami Rzeczpospolitej, Wielkopolska przodowała pod względem gospodarczym, a wysoko stało zwłaszcza rolnictwo. Zainteresowanie sytuacją Wielkiego Księstwa Poznańskiego wzrosło w latach trzydziestych XIX wieku. Pisano obszernie o sytuacji tej ziemi, nasileniu kursu germanizacyjnego i działalności organizacji społecznych. To zainteresowanie Poznańskiem utrzymało się do końca trwania zaborów.   

Biblioteka Raczyńskich, mal. J. von Minutoli, źródło: Wikimedia.

Z biegiem lat ukształtował się stereotyp Poznańczyka, który utrzymał się przez długie lata, a nawet niektóre jego elementy, przetrwały do dzisiaj. Wśród pozytywnych cech mieszkańców Poznańskiego wyróżniono: gospodarność, pracowitość, oszczędność, aktywność, wytrwałość, patriotyzm, realizm, zdrowy rozsądek oraz umiłowanie porządku i praworządności. Jako wady podawano zaś: sztywność, wyrachowanie, oschłość w okazywaniu uczuć, materializm, bigoterię, skąpstwo, niski poziom intelektualny i brak wyższych potrzeb kulturalnych. Krytycy poznańskości, ale także i jej apologeci, wskazywali, że ujemne strony Poznańczyków wynikają z wpływów pruskich. Postarajmy się zatem odpowiedzieć sobie  na pytanie, co takiego wpłynęło na wykształcenie się w Poznańczykach cech, które im przypisywano i czy stereotyp ten  jest prawdziwy.  

Hotel Bazar w latach 40. XIX w., źródło: www.wieczorkiewicz.org.

Prusacy zajmując Wielkopolskę w 1793 roku, przejmowali obszar rozwinięty pod względem gospodarczym. Okazało się nawet, że Wielkopolska wyprzedzała pod względem ekonomicznym niektóre regiony monarchii Hohenzollernów. Wkrótce nawet Poznańskie upodobniło się do najbardziej rozwiniętych rolniczo obszarów Królestwa Prus. Do końca okresu zaborów zresztą, Poznańskie pozostał przede wszystkim regionem rolniczym. Przemysł i rzemiosło na tym obszarze nastawione było w znacznej mierze na obsługę gospodarstw rolnych. Wiemy przecież, że Hipolit Cegielski produkował narzędzia i maszyny rolnicze, a Roman May nawozy sztuczne. Prusy stały się z czasem jednym na najnowocześniejszych i najlepiej uprzemysłowionych państw w Europie i zdecydowanie przewyższały pod tym względem pozostałych zaborców, a zatem rozwój Prus przyczynił się także do rozwoju zaboru pruskiego.  

Władze pruskie, pomimo stosunkowo łagodnego kursu w latach 1815 – 30, wyraźnie dążyły do zgermanizowania Poznańskiego i faworyzowały Niemców, kosztem ludności polskiej. Polacy nie mogli liczyć na żadne względy Prusaków, którzy wprost ich szykanowali. Starano się zniechęcać polskich obywateli do aktywności i dążono do wykupu ziemi należącej do polskich ziemian. Niemcy otrzymywali większość zamówień rządowych, a polscy przedsiębiorcy byli gnębieni większymi podatkami. Polacy nie mogli liczyć na wysokie posady w administracji, wojsku i policji. Starano się także nie dopuszczać do powstania polskich organizacji, ale nade wszystko obawiano się konspiracji. Z dwojga złego więc, Prusacy doszli do wniosku, że lepiej aby Polacy zajęli się gospodarką i działalnością społeczną, niż przygotowywaniem powstań. Tak też naczelny prezes Wielkiego Księstwa Poznańskiego w latach 1830 - 41 Edward Flottwell, motywował wydanie zgody na budowę Bazaru.     

Edward Flottwell, źródło: Wikimedia.

Nie inaczej było w kwestii nauczania. Prusy wprowadziły w 1825 roku obowiązek szkolny i po jakimś czasie praktycznie zlikwidowały analfabetyzm, ale z drugiej strony nie dopuściły do powstania uniwersytetu w Poznaniu i starały się ograniczyć do minimum liczbę polskiej inteligencji. Zlikwidowano w 1878 roku Towarzystwo Oświaty Ludowej i doprowadzono do zamknięcia świetnej Szkoły Rolniczej z Żabikowie, założonej przez filozofa Augusta Cieszkowskiego. 

August Cieszkowski, źródło: Wikimedia.

Namiastką wyższej uczelni miało stać się Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, założone w 1857 roku i wszelkiego typu kursy i wykłady otwarte. Miłośnicy nauki mogli korzystać z bogatych księgozbiorów Biblioteki Raczyńskich, zbiorów kórnickich i książnicy PTPN. Prócz tego działało Towarzystwo Czytelni Ludowych, założone w 1880 roku, zajmujące się krzewieniem oświaty dla ludu, prowadzeniem bibliotek i czytelni. Niełatwo było jednak Polakom wybierać zawód nauczycielski. Polak-nauczyciel mógł w każdej chwili liczyć się z przeniesieniem w głąb państwa pruskiego, a później Niemiec.

Siedziba PTPN, źródło: Wikimedia.

Józef Ignacy Kraszewski w pracy Rachunki z roku 1867, tak pisał o szkolnictwie w Poznańskiem: Wyższy stan zakładów naukowych w państwie pruskim, ogólna oświata, łatwość jej nabywania, mimo że dla nas wszędzie jest zabarwiona niemczyzną, daje wykształcenie większe i siły, na jakie zbywa gdzie indziej. Brak tu wprawdzie polskiego uniwersytetu, brak szkół polskich, takich jakich byśmy pragnęli, a o które próżno się upominano (stanowczo odmowną otrzymawszy odpowiedź) – pomimo to jednak oświata i  naukowe wykształcenie wydają ludzi zdolnych ani uczucia narodowego, ani znajomości języka i dziejów nie pozbawionych.

W ciągu dziewiętnastego stulecia nie udało się przekształcić Poznania w wiodący ośrodek kulturalny. Pod tym względem Gród Przemysła pozostał w tyle za Krakowem, Warszawą i Lwowem. W Poznaniu nie było pisarzy pokroju Kraszewskiego, Sienkiewicza, Reymonta czy Prusa. Właściwie jedynym utalentowanym poetą w  mieście był Ryszard Berwiński, ale zbytnie zaangażowanie tego poety w sprawy niepodległościowe i społeczne spowodowało, że nie poświęcił się w pełni twórczości literackiej, na miarę swojego wielkiego talentu. Znany jest dziś właściwie jedynie historykom literatury i znawcom dziejów Wielkopolski. Zainteresowanych odsyłam do tekstu: Poznański romantyk - Ryszard Wincenty Berwiński. Poznań nie stał się też centrum sztuki, choć przy PTPN powstało pierwsze na ziemiach polskich muzeum, a dzięki prywatnym kolekcjonerom, powstały w Poznańskiem bogate zbiory dzieł sztuki.

Ryszard W. Berwiński, źródło: Wikimedia. 

Mimo wszystko jednak, trudno uznać Poznań za kulturalną pustynię. Dzięki ofiarności społeczeństwa, w 1875 roku powstał Teatr Polski, który odegrał wielką rolę w krzewieniu języka i kultury polskiej. 

Teatr Polski w latach 90. XIX  w., źródło: www.wieczorkiewicz.org

Stolica Wielkopolski stała się znaczącym ośrodkiem dziennikarskim. Ukazywały się tu czasopisma stojące na wysokim poziomie, jak: „Dziennik Poznański”, „Dziennik Domowy”, „Kurier Poznański”, „Tygodnik Literacki”, „Przegląd Poznański” i „Zdrój”. Spośród znanych dziennikarzy wystarczy wymienić chociażby Julię Molińską-Woykowską, jedną z pierwszych polskich emancypantek i jej męża Antoniego Woykowskiego. Oprócz nich warto wspomnieć jeszcze o Marcelim Mottym, Romanie Szymańskim, Franciszku Dobrowolskim, Janie Koźmianie oraz Jerzym i Witoldzie Hulewiczach. 

Franciszek Dobrowolski, źródło: Wikimedia.

W 1895 roku Drukarnia i Księgarnia Świętego Wojciecha z inicjatywy arcybiskupa Floriana Stablewskiego, rozpoczęła wydawanie „Przewodnika Katolickiego”, ukazującego się do dzisiaj najstarszego polskiego czasopisma o tematyce społeczno-religijnej.

Abp Florian Stablewski, źródło: Wikimedia. 

Tym, co zdecydowanie odróżniło Poznańskie od reszty ziem polskich, była oczywiście praca organiczna. Tutejsi Polacy pojęli, że tylko wzrost aktywności na polu gospodarczy i oświatowym zagwarantuje przetrwanie, rozbudzi świadomość narodową i przygotuje Poznańczyków do walki o niepodległość. Przywódcy ruchu organicznikowskiego, jak chociażby: Karol Marcinkowski, Hipolit Cegielski, Maksymilian Jackowski i księża: Augustyn Szamarzewski, Piotr Wawrzyniak i Stanisław Adamski, starali się wpoić mieszkańcom regionu takie ideały, jak pracowitość, solidność, punktualność, oszczędność, nawyk ciągłego zdobywania i poszerzania wiedzy oraz nabywania nowych umiejętności. Długo można by wymieniać inicjatywy organiczników, dość wspomnieć o Hotelu Bazar, Towarzystwie Naukowej Pomocy, Towarzystwie Przemysłowym i Banku Związku Spółek Zarobkowych. Można powiedzieć, że praca organiczna przyczyniła się do przejścia społeczeństwa wielkopolskiego z feudalizmu do kapitalistycznej formacji społeczno-politycznej, że posłużę  się językiem Marksa.

Do dziś pokutuje pogląd, że Poznańczycy unikali zbrojnej walki o niepodległość. Nic bardziej mylnego. Mieszkańcy Wielkiego Księstwa Poznańskiego wzięli czynny udział w insurekcji kościuszkowskiej, wojnach napoleońskich, a w Poznańskiem doszło do trzech powstań, z lat: 1806, 1848, 1918/19, z czego powstania: 1806 i 1918/19 zakończyły się zwycięstwem. Poznań stał się głównym ośrodkiem konspiracyjnym przygotowującym trójzaborowe powstanie w 1846 roku. Mężczyźni z Poznańskiego brali czynny udział w powstaniach: listopadowym i styczniowym, a wielkopolskie panie, zwłaszcza Emilia Sczaniecka, opiekowały się rannymi w szpitalach polowych. Zabór pruski stał się też zapleczem dla walczących rodaków w Królestwie Polskim.

Poznańscy ułani w powstaniu listopadowym, źródło: Wikimedia.

Zupełnie inne zdanie na ten temat miał niechętny Poznańczykom Juliusz Słowacki, który zarzucał im zbytnie „liczenie się z realiami”, miast stawać do boju, choćby bez broni i szans na zwycięstwo, jak kazała romantyczna dusza poety. Oto fragment wiersza pod przewrotnym tytułem Vivat Poznańczanie!:

Gotują się na powstanie,
Pobłogosław, Panie Boże,
Tak jako kaczki za morze.
Wybierają się - na wroga
Już! Już! Vivat Poznańczanie!

Potrzeba pierwej, mospanie,
Obliczyć, wielu nas stanie
I na koniach, i bez koni,
I trzeba zakupić broni,
I haj! Vivat Poznańczanie!

Obliczyli i bez sprzeczek,
Co jest w Polaków nie lada,
Że kupić broni wypada,
Broni na takie powstanie
Aż całych trzydzieści beczek. […]

Wszystkie powyższe działania doprowadziły do znacznego rozwoju cywilizacyjnego Poznańskiego i zdecydowały o klęsce polityki germanizacyjnej. Zauważyli to także publicyści spoza regionu. A piśmie „Niwa” w 1881 roku, ukazał się w artykuł anonimowego autora pt. Wycieczka w Poznańskie, w którym zauważono brak większych sukcesów germanizatorów: Germanizacja, tysiącem najrozmaitszych, najgwałtowniejszych popierania środków, nie wydała dotychczas skutków, jakich po niej oczekiwano: kraj we wnętrzu swoim pozostał polskim, może bardziej polskim, niż się to wydawać może ludziom patrzącym na niego z daleka lub powierzchownie… Głoszenie go zniemczonym, straconym itd. jest przyznawaniem Niemcom zwycięstwa którego nie odnieśli, jest zachęcaniem ich do wytrwania w drodze, która ich do zamierzonego celu nie prowadzi i na pewno nie doprowadzi nigdy, jest więc szkodliwym politycznie, a faktycznie – najzupełniej nieprawdziwym.

Ile z wielkopolskiego etosu przetrwało do dzisiaj? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Od kilkunastu lat trwają dyskusje na ten temat na łamach prasy i w Internecie. Zdania są tu podzielone. Możemy być dumni z osiągnięć naszych przodków, ale jednocześnie apeluję o jedno – nie patrzymy „z góry” na Polaków zamieszkujących inne regiony naszego kraju. Chwalmy wielkopolską drogę do niepodległości, ale okazujmy też szacunek i zrozumienie dla tych, którzy w przeszłości uznawali inne metody walki o wolność, bowiem, jak głosił nieżyjący już profesor Stefan Kieniewicz, jeden z najwybitniejszych historyków zajmujących się XIX wiekiem, do niepodległości prowadziło sto dróg i wszystkie były właściwe.

Źródło:

Etos Wielkopolan. Antologia tekstów o społeczeństwie Wielkopolski z drugiej połowy XIX i XX wieku, wybrał i opracował Witold Molik przy współudziale Agnieszki Buszko, Poznań 2005.


L. Trzeciakowski, Wizerunek dziewiętnastowiecznego Poznaniaka. Stereotyp i rzeczywistość, „Kronika Miasta Poznania”, nr 3-4, 1982.

1 komentarz:

  1. Witamy!
    Zapraszamy do udziału w Konkursie na Nieoficjalny Blog Roku 2014.
    Szczegóły znajdziesz tutaj: http://nieoficjalny-blog-roku.blogspot.com/

    Serdecznie pozdrawiamy! :)

    OdpowiedzUsuń

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...