Procesy
o czary należą do najciemniejszych kart w historii Europy. Zabobonny strach
przed siłami nieczystymi, ciemnota, a czasem po prostu zwykła ludzka zawiść,
doprowadziły na stos dziesiątki tysięcy kobiet. Warto jednak zaznaczyć, że
wbrew obiegowej opinii, to kraje protestanckie, a nie katolickie przodowały pod
względem liczby domniemanych czarownic skazanych na tę okrutną śmierć. Pierwsza
polska czarownica o której wiemy, spłonęła w 1511 roku w podpoznańskim
Chwaliszewie.
Zanim omówię kwestię czarownic i czarowników
w Poznaniu, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego tyle kobiet
oskarżono o czary i kontakty z mocami piekielnymi? Największe natężenie
procesów o czary miało miejsce w Europie
Zachodniej (głównie w krajach niemieckich) od XV do XVII wieku. W Polsce
wyglądało to inaczej (zawsze byliśmy nieco zapóźnieni w stosunku do Zachodu). Pierwsze
procesy
domniemanych czarownic w naszym kraju zaczęły się na początku XVI wieku, a ostatni, odnotowanych w źródłach, miał miejsce w 1775 roku. Przypuszcza się, że głównym powodem polowań na czarownice, były niepokoje, jakie towarzyszyły przejściu od średniowiecza do czasów nowożytnych. Stary, znany świat kończył się, kapitalizm zastępował feudalne stosunki, monarchowie sięgnęli po władzę absolutną, a społeczeństwa powoli emancypowały się spod władzy Kościoła. Do tego doszedł jeszcze wynalazek druku, co spowodowało wybuch rewolucji umysłowej, a wreszcie przyczyniło się do rozwoju reformacji. Rozpoczął się proces budowy państw narodowych, a średniowieczny uniwersalizm przechodził do historii.
domniemanych czarownic w naszym kraju zaczęły się na początku XVI wieku, a ostatni, odnotowanych w źródłach, miał miejsce w 1775 roku. Przypuszcza się, że głównym powodem polowań na czarownice, były niepokoje, jakie towarzyszyły przejściu od średniowiecza do czasów nowożytnych. Stary, znany świat kończył się, kapitalizm zastępował feudalne stosunki, monarchowie sięgnęli po władzę absolutną, a społeczeństwa powoli emancypowały się spod władzy Kościoła. Do tego doszedł jeszcze wynalazek druku, co spowodowało wybuch rewolucji umysłowej, a wreszcie przyczyniło się do rozwoju reformacji. Rozpoczął się proces budowy państw narodowych, a średniowieczny uniwersalizm przechodził do historii.
Czarownice wg dawnych wierzeń, źródło: Wikimedia. |
Często, kiedy dochodziło do podobnych
zaburzeń, rosło zapotrzebowania na „kozły ofiarne”, na których można było
zwalić winę za wszelkie zło tego świata. Wkrótce wskazano na czarownice, jako
sprawczynie wszelkich nieszczęść. Tropiciele czarownic otrzymali potężną broń do ręki, a był nią sławny „podręcznik”
do walki z czarnymi mocami, znany
powszechnie Młot na czarownice (Malleus Maleficarum), wydany w 1487 roku,
którego autorami byli dwaj dominikanie – Heinrich Kramer i Jacob Sprenger.
Polskie wydanie ukazało się w 1614 roku w Krakowie. Młot wyjaśniał, jak
wielkim zagrożeniem dla świata są kobiety uprawiające czary, jak je rozpoznać i
jak zwalczać. Miałem okazję czytać niedawno to „dzieło” i muszę przyznać, że
chwilami ciarki przechodziły po plecach.
Strona tytułowa Młota na czarownice, źródło: Wikimedia. |
Dlaczego jednak zdecydowana większość
osób skazanych za uprawianie czarów, to kobiety? No cóż (z góry przepraszam
wszystkie panie), kobiety uważano za istoty mniej inteligentniejsze od mężczyzn,
słabe, płoche, a przez to bardziej podatne na podszepty Szatana i uleganie mu.
Kobiety oskarżano ponadto o lubieżność, wodzenie na pokuszenie mężczyzn i
odrywanie ich od pobożnych praktyk. Nawet święci i doktorzy Kościoła dowodzili,
że kobieta już ze swej natury jest bardziej skłonna do grzechu, niż mężczyźni. „Femina
instrumentum diaboli est” („Kobieta jest narzędziem diabła”), mawiano w
średniowieczu. Ofiarami polowań na czarownice padały głównie kobiety z gminu,
zadecydowanie rzadziej szlachcianki. Do oskarżenia o kontakty z diabłem i w
konsekwencji uprawiania czarów, wystarczyło fakt, że dana kobieta zna się na
ziołach, zajmuje się medycyną naturalną, ze zbyt małą gorliwością oddaje się
pobożnym praktykom, czy też różniła się nieco od innych członków społeczności.
Często wystarczała zwykła plotka lub pomówienie wynikające z zawiści.
W procesach o czary dowody winy lub
niewinności podsądnej były oparte na irracjonalnych przesłankach. Uważano
bowiem, że prawdziwym oskarżonym jest sam Szatan, a czarownica jest tylko jego
bezwolnym narzędziem. Kluczową sprawą było udowodnienie, czy diabeł pomaga
swoim „przyjaciółkom” podczas postępowania dowodowego, czy też nie. Jeśli
pomagał, oznaczało to, że czarownica rzeczywiście jest narzędziem w rękach
księcia ciemności. Mallus Malleficarum, ta ówczesna „biblia zabobonu” dawała
wskazówki, jak można wykazać, że dana kobieta znajduje się we władzy Szatana. Odbywało
się to poprzez szereg tzw. „prób”. Jedną z najczęściej stosowanych, była próba ognia i wrzątku. Oskarżona musiała na
przykład dotknąć rozgrzanego do czerwoności żelaznego pręta bądź wydobyć jakiś
przedmiot zanurzony w garnku z wrzątkiem. Jeśli po kilku dniach rany dobrze się
goiły, znaczyło to, że kobieta jest niewinna, jeśli goiły się źle, był to
bezsporny dowód winy oskarżonej. Często stosowano też próbę wody. Polegała ona
na wrzuceniu kobiet posądzonych o czary lub kontakty z diabłem, do najbliższego zbiornika
wodnego. Jeśli podsądna utrzymywała się wodzie, oznaczało, że sam Szatan jej
pomaga, ergo – jest winna. Jeśli tonęła, wówczas ją uniewinniano. Powszechnie
sądzono, że kobiety, które utrzymywały kontakty seksualne z diabłem stawały się
lekkie, co umożliwiało im m. in. latanie na miotłach, więc taka kobieta nie
mogła pójść natychmiast pod wodę. Idąc tym samym tropem, stosowano próbę wagi,
polegającą na ważeniu oskarżonych, jednakże taką metodę stosowano głównie w
Holandii. W Polsce raczej nie stosowano próby wagi. Zgodnie w ówczesnymi
wierzeniami, kobiety które zawarły pakt z diabłem, zostawały przez niego oznaczone jakimś znamieniem. Wystarczyła więc kurzajka, pieprzyk lub inne
znamię, aby rzucić podejrzenie na tę czy inną kobietę. Podobnych prób było
oczywiście więcej, podałem tylko te najczęściej stosowane.
"Badanie" potencjalnej czarownicy, źródło: Wikimedia. |
Kiedy w wyniku zastosowanych prób wytypowano
już „czarownice”, należało już
tylko uzyskać od nich przyznanie się do winy, a później wysłać na stos. Kiedy
przesłuchanie nie dawało rezultatu, przystępowano do tortur. Wstępem do nich
było pozbawianie oskarżonych owłosienia, gdyż sądzono, że diabeł potrafi
schować się we włosach. Już samo golenie było torturą bo po pierwsze, czynność
taka wykonywana przez kata i jego pomocników, była poniżająca, a po drugie,
niezwykle bolesna. Repertuar tortur stosowanych w tamtych czasach był niezwykle
szeroki. Co jak co, ale w dziedzinie zadawania bólu bliźnim, ludzka wyobraźnia
nie zna granic. Można było np. miażdżyć kości stóp przy pomocy „hiszpańskiego
buta”, stosować rozciąganie, wyrywać kawałki ciała przy pomocy szczypiec,
przypalać, czy też miażdżyć palce. Często zapewne oskarżone umierały już
podczas tortur. Co ciekawe, z obawy przed ingerencją sił nieczystych, często zanurzano
narzędzia tortur w święconej wodzie! Jeśli kobiety mdlały podczas „badania”,
odmawiały przyznawania się do winy lub też mężnie znosiły męki, był to niezbity
dowód, że diabeł im pomaga.
Egzekucja kobiety skazanej za czary, źródło: Wikimedia. |
Pora zatem zawitać do grodu Przemysła. W
poznańskim Archiwum Państwowym odnaleźć można wiele dokumentów z procesów o
czary, odbywających się w tym mieście. Jak już wspomniałem, pierwszą czarownicę
w Polsce spalono w podpoznańskim Chwaliszewie w 1511 roku. Chwaliszewo
oczywiście nie było wówczas częścią Poznania i stanowiło odrębne miasto. W
Poznaniu właściwym, pierwszy proces o czary miał miejsce w 1544 roku. Spalono
wówczas niejaką Dorotę Gniećkową, Agnieszkę z Żabikowa i Annę Siecczyną.
Oskarżono je o sprowadzanie chorób, zajmowanie się wróżbiarstwem i inne niecne
praktyki. W 1582 roku skazano na stos Annę Chociszewską, która przyznawała się
do seksu z diabłem. 1645 roku spalono Reginę Boroszkę, która twierdziła, że
oddawała się całemu tabunowi diabłów, a nawet potrafiła wymienić ich imiona:
Tórz, Rokicki, Trzcinka, Pacholica i Rogaliński. O ile większość skazanych za
uprawianie czarów, to kobiety, to jednak w 1722 ścięto w Poznaniu niejakiego
Andrzeja Bocheńskiego, który przyznał się do zaprzedania duszy diabłu. Oczywiście,
to tylko kilka przykładów głośnych
procesów o czary w Poznaniu. Nie chciałbym przecież zanudzać Czytelników.
Artykuł o czarnej magii w Poznaniu nie
byłby pełen bez omówienia działalności osób, którzy zajmowali się praktykami z
pogranicza nauki i magii. Mowa tu oczywiście o alchemikach i astrologach. Wiek
XVI obfitował w różnej maści astrologów, alchemików i czarowników. W 1491 roku
wytoczono proces niejakiemu Kasprowi, bakałarzowi i altaryście kościoła św.
Marii Magdaleny. Stanął on przed sądem biskupim oskarżony o uprawianie alchemii. Proces trwał z
przerwami aż piętnaście lat i zakończył się jedynie napomnieniem i zakazem
sporządzania podejrzanych płynów. W połowie XV wieku żył w Poznaniu pewien
niewidomy wróżbita i czarownik, Jan Grelich. Ponoć potrafił przewidywać
przyszłość, szukać rzeczy zagubionych przy pomocy różdżki i wykryć złodziejów.
Mówiono, że potrafi też rzucać czary. Cieszył
się on niezwykłą popularnością i dorobił znacznej klienteli. W 1452 roku stanął
przed sądem konsystorskim, choć nie wiadomo, jak zakończyła się jego sprawa.
W pracowni alchemika, źródło: Wikimedia. |
W XVI wieku w Poznaniu żyło dwóch
światowej sławy alchemików, którymi byli: rabin Jehuda Loew ben Becalel i
Kasper Goski. Rabinowi Jehudzie ben Becalelowi poświęciłem już kiedyś tekst pt. Twórca praskiego golema był poznaniakiem, natomiast Kasper Goski (zm.
W 1576) to także postać zasługująca na wzmiankę. Pochodził z Sochaczewa, a z wykształcenia
był lekarzem. Ukończył Akademię Lubrańskiego, Akademię Krakowską i uniwersytet
w Padwie. W 1552 roku osiadł w Poznaniu, gdzie zajmował się medycyną, pisywał traktaty z zakresu astronomii i astrologii, a także potrafił
przewidywać przyszłość. Kilkakrotnie był wybierany na burmistrza Poznania,
reprezentował miasto na sejmach i posiadał kamienicę przy Rynku. Sławę
przyniosło mu przepowiedzenie zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad turecką w
bitwie pod Lepanto w 1571 roku, za co otrzymał od Republiki Weneckiej tytuł
patrycjusza i dożywotnią pensję w wysokości 300 dukatów rocznie. Przyjaźnił się
też z najsłynniejszym polskim czarnoksiężnikiem – Mistrzem Twardowskim, który
choć znany gównie z legend, był postacią w krwi i kości.
Jeśli chodzi o procesy o czary, to
Poznań jakoś szczególnie nie wyróżniał się wśród innych miast Rzeczpospolitej.
Bardziej godnym odnotowania była fakt zamieszkiwania w tym mieście dwóch
światowej sławy astrologów – rabina ben Becalela i Kaspra Goskiego.
Źródło:
Z. Boras, Kasper Goski, w: Wielkopolski Słownik Biograficzny, praca
zbiorowa pod redakcją A. Gąsiorowskiego i J Topolskiego, Warszawa – Poznań
1983.
P. Głuszek, Czarownice na stos, cz. 1, http://alehistoria.blox.pl/2010/09/CZAROWNICE-NA-STOS-CZ1.html,
dostęp 18.09.2013 r.
P. Głuszek, Czarownice na stos, cz. 2, http://alehistoria.blox.pl/2010/09/CZAROWNICE-NA-STOS-CZ2.html, dostęp
18.09.2013 r.
A. Pleskaczyński, T. Specyał, Kryminalna historia Poznania, Poznań
2008.
M. Rybka, Środki dowodowe w procesach czarownic, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4486,
dostęp 19.09.2013 r.
M. Rybka, Tortury i ich rola w postępowaniu dowodowym o czary, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4498/q,Tortury.i.ich.rola.w.postepowaniu.dowodowym.o.czary,
dostęp 19.09.2013 r.
oj długo by mówić o "czarownicach" w Polsce :) Późno zaczęto, i późno zakończono ,,sądy,, czarownic... :) Bardzo ciekawy artykuł ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Dziękuję :) Pozdrawiam piękną region Lemkowyny i Beskidu Niskiego :)
OdpowiedzUsuńPrócz przyczyn prześladowania kobiet wskazanych przez Autora, dodałbym jeszcze taką. Mężczyźni u władzy, plus ich lęk przed kobiecością i kobiecą seksualnością. Jak stara psychologia, tak znane jest zjawisko projekcji. To, czego boimy się w sobie, rzutujemy na zewnątrz i już jest „winny”. Dodajmy do tego tajemniczość. Wydaje się, że kobieta dla mężczyzny wciąż jest większą tajemnicą, niż na odwrót. Podobnie szatan i piekło wydają się bardziej tajemnicze, niż Niebo. Prosty zlepek skojarzeń, i stos gotowy. Straszne, tym bardziej, że w imię religii i Boga.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Panem. Nawet dziś mężczyźni tak naprawdę boją się kobiet, choć mało który to przyzna. Boimy się kobiet ambitnych, zaradnych i silnych. Wtedy obawiano się, że kobieta może zawładnąć mężczyzną i spowodować jego upadek. Stąd oskarżenia pod adresem kobiet, wyróżniających się w jakiś sposób z otoczenia.
Usuń