Poznańskie koziołki

niedziela, 10 lutego 2013

Jego Królewska Mość Mikołaj Rychlik


Dzisiejszy tekst dedykuję wytrawnej i wszechstronnej humanistce, znakomitej anglistce i utalentowanej pisarce - Jagodzie Ratajczak

Legenda króla Władysława III Warneńczyka przerosła jego rzeczywiste dokonania. Trudno się jednak dziwić, skoro pożegnał się z tym światem w wieku zaledwie dwudziestu lat. Dzięki swojej bohaterskiej śmierci na polu bitwy pod Warną w 1444 roku, przeszedł do legendy jako ostatni krzyżowiec Europy. Czy rzeczywiście król zginął pod Warną? Sława, jaką cieszył się ten młody władca, urosła do takich rozmiarów, że nie uwierzono w jego śmierć. Byli tacy, którzy przysięgali, że widzieli króla w Konstantynopolu, na Synaju, czy na portugalskiej Maderze. Młodszy brat króla – Kazimierz Jagiellończyk, zwlekał z koronacją aż trzy lata, czekając na wieści o losie starszego brata (choć nie był to jedyny powód zwłoki). Co jednak ma wspólnego bitwa po Warną z Poznaniem? Jak się okazuje, ma i to sporo. W Poznaniu bowiem pojawili się samozwańcy, podający się za cudem ocalonego króla. Zjawisko zwane samozwańcami nie jest więc wyłącznie rosyjską specyfiką. Dlaczego fałszywi królowie pojawili się właśnie w Poznaniu? Otóż, mało który
polski władca zrobił więcej dla Poznania, niż ten młodociany król, choć jego noga nigdy nie stanęła na poznańskim bruku. Dla porównania, jego ojciec, Władysław Jagiełło odwiedził stolicę Wielkopolski ponad trzydzieści razy.

Władysław Warneńczyk, mal. J. Matejko, źródło: Wikimedia.

Władysław III urodził się 31 października 1424 roku. Był synem sędziwego króla Władysława Jagiełły i jego czwartej żony, młodziutkiej Zofii (Sonki) Holszańskiej. W wieku zaledwie dziesięciu lat, został ogłoszony królem Polski. Sześć lat później, rządzący faktycznie w kraju wszechwładny biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki, późniejszy kardynał, doprowadził do unii personalnej z Węgrami, kreując Władysława na króla tego kraju. Węgrzy, którym zagrażali Turcy, z chęcią przyjęli Władysława, licząc na sojusz z Polską. Dwa lata musiał jednak młody król walczyć o koronę świętego Stefana z wdową po poprzednim królu – Albrechcie II Habsburgu i jego pogrobowym synem, również Władysławem. W 1443 roku król wraz z węgierskim magnatem-rycerzem Janem Hunyady’m, poprowadził zwycięską wyprawę przeciw Turkom. Wyprawa zakończyła się dziesięcioletnim rozejmem w Segedynie, bardzo korzystnym dla strony chrześcijańskiej. Król jednak dał się zwieść namowom legata papieskiego Juliana Cesariniego, który obiecał pomoc floty burgundzkiej i weneckiej, choć obietnice te były równie prawdziwe jak gruszki na wierzbie. Legat przekonał Władysława, że słowo dane niewiernym jest nieważne i że król może spokojnie zerwać rozejm i podjąć walkę z Turkami. Król wbrew radom rycerstwa, zdrowemu rozsądkowi i nie mając żadnego powodu, zerwał zawieszenie broni i ruszył na Turków, choć ci ostatni skrupulatnie wypełnili warunki rozejmu. 10 listopada 1444 roku, doszło do przegranej przez stronę chrześcijańską bitwy pod Warną na terenie dzisiejszej Bułgarii. Król zginął w walce, a według oficjalnej wersji, Turcy zakonserwowali odcięta głowę Władysława w miodzie i wysłali ją do ówczesnej stolicy imperium Osmanów – Adrianopola (Edirne). Nie wszyscy jednak uwierzyli w śmierć króla, ale o tym za chwile, przenieśmy się teraz z Warny do Poznania.

Władysław pod Warną, źródło: Wikimedia.

Wspomniałem na wstępie o wielkich zasługach Władysława III dla Poznania, bo też rzeczywiście były one niemałe. Król nadał prawa miejskie Ostrówkowi i Chwaliszewowi oraz zezwolił na zabudowę Grobli, dzięki czemu powstała aglomeracja poznańska, która przetrwał praktycznie do rozbiorów. Aglomeracja składała się z właściwego Poznania, miast satelickich: Chwaliszewa, Śródki, Ostrówka, siedziby biskupa i kapituły na Ostrowie Tumskim oraz wsi podmiejskich. Warneńczyk spłacił też wszystkie długi ojca wobec Poznania, założył cegielnię zamkową z przeznaczeniem na rozbudowę murów miejskich, zabronił starostom wielkopolskim ściągania opłat targowych i przekazał landwójtostwo poznańskie władzom miasta. Ponadto zatwierdził drogi handlowe do Warszawy i Gdańska, potwierdził zwolnienie mieszczan z opłat celnych i nadał wprawdzie tylko honorowe, ale cenione prawo miasta do pieczętowania dokumentów czerwonym woskiem. Zabronił biskupom poznańskim posługiwania się karami kościelnymi w sporach z miastem o rzekę Wartę oraz nadał ławnikom i starszym cechowym prawo samodzielnego wyboru rajców. Rozkwit stolicy Wielkopolski w XV i XVI wieku, to po części zasługa Warneńczyka.
Król był też poważany przez szlachtę wielkopolską, nie wymagał bowiem ani specjalnych podatków, ani udziału w wyprawach węgierskich, choć w orszaku króla nie brakowało rycerstwa wielkopolskiego. Reasumując, król Władysław był szanowany i kochany w Poznaniu i Wielkopolsce. Tutaj więc, podobnie jak w całym kraju, a nawet w Europie, nie uwierzono w śmierć króla, tym bardziej, że nie odnaleziono ciała Władysława na pobojowisku. Wykopaliska z XIX i XX wieku też nie dały rezultatów. Ponoć król miał sześć palców u jednej ze stóp i po tym został rozpoznany. Jednak nasuwa się tutaj podejrzana analogia z księciem Henrykiem Pobożnym, który zginął w bitwie z Mongołami pod Legnicą w 1241 roku. On również miał sześć palców u stopy i jemu również wrogowie obcięli głowę. Badania grobu Pobożnego w 1832 roku, udowodniły, ze książę istotnie miał sześć palców. Prawdopodobnie w XV wieku nastąpiło przeniesienie tego swoistego znaku rozpoznawczego z Henryka Pobożnego na Władysława Warneńczyka. O sześciu palcach u Henryka i Władysława pisał tylko Długosz, a fakt, że obaj zginęli w bitwie z niewiernymi i obaj stracili głowy spowodowało, że z czasem szczegół anatomiczny Henryka stał się znakiem szczególnym Władysława.
Szybko pojawili się tacy, którzy widzieli rzekomo zmarłego króla w Konstantynopolu, Albanii, Wołoszczyźnie, klasztorze św. Katarzyny na Synaju, czy w Rzymie, a nawet w Portugalii.  

Mauzoleum Władysława III w Warnie, źródło: Wikimedia.

Zanim wrócimy znowu do Poznania, grzechem byłoby nie wspomnieć o sensacyjnej tezie, która wywołała poruszenie wśród historyków w ubiegłym roku, a która wiąże się z naszym bohaterem. Sensację tę wywołał profesor Manuel Rosa, portugalski historyk, wykładający na Duke University w Karolinie Północnej. W wydanej przez siebie książce Kolumb. Historia nieznana, postawił on zaskakującą tezę, a mianowicie, że słynny żeglarz był synem... Władysława Warneńczyka! Co ma nasz król do odkrywcy Ameryki? Otóż, wg profesora Rosy, który poświęcił 20 lat życia na zgłębianie biografii Kolumba, przyjęta w nauce teoria o tym, że Kolumb był synem tkacza z Genui jest nie do utrzymania. Żeglarz sam ukrywał swoje pochodzenie, do tego stopnia, że nawet jeden z jego synów - Fernando, który był pierwszym biografem ojca, nie widział tak naprawdę skąd pochodzi jego ojciec. Jeśli Kolumb, a właściwie Colon, bo tak brzmiało jego nazwisko, był synem prostego tkacza, a więc człowiekiem pochodzącym z nizin społecznych, to jak wytłumaczyć jego gruntowne wykształcenie, fakt, że bardzo szybko nawiązał stosunki na dworze króla portugalskiego Jana II i ożenił się z arystokratką – Filipą Moniz de Perestrelo? Zdaniem profesora Rosy, tylko człowiek wywodzący się z warstw wyższych, mógł osiągnąć to wszystko, a wszelkie białe plamy w życiorysie Kolumba Rosa wyjaśnia tym, że jego ojcem był ukrywający się Warneńczyk, jednak zarówno sam Kolumb, jak i dwory europejskie, postanowiły chronić jego prawdziwą tożsamość. Królowie portugalscy nadali Władysławowi Maderę, gdzie przebywał on jako Henrique Alemao, Henryk Niemiec. Nie zginął on pod Warną, a jako dowód Rosa przytacza świadectwo weneckiego posła, który uważał, że głowa, którą Turcy obwozili jako trofeum, należała do blondyna, a Władysław był ciemnowłosy.
Oddajmy głos profesorowi Rosie: Portugalscy władcy nadali mu tę ziemię [Maderę – M.B.]. Miejscowi mówili o nim, że był królem Polski. To fakt historyczny, że około 1450 roku dwaj polscy franciszkanie zostali wysłani, aby to sprawdzić i przysięgali później na Biblię, że spotkali na Maderze prawdziwego Władysława Warneńczyka. Próbowali go nakłonić do powrotu do Polski, ale bezskutecznie, Władysław nie chciał być królem. Potwierdzenie informacji, że Warneńczyk przeżył bitwę i przebywa w Portugalii odnalazł też polski badacz Leopold Kielanowski w archiwum zakonu krzyżackiego. W XVI wieku potomkowie Henryka Niemca udowodnili na dworze hiszpańskim, że pochodzą z rodu polskich królów. Kolumb miał być też podobny do króla polskiego: Był rudawy, o jasnej karnacji, niebieskooki, miał orli nos – tak jak Warneńczyk. Do tajemniczego Henryk Niemca jeszcze powrócimy, a teraz przenieśmy się znowu do Poznania.

Władysław Warneńczyk, mal. A. Lesser, źródło: Wikimedia.

Kilka lat po bitwie warneńskiej, pojawił się w Czechach pewien człowiek podający się za króla, był on chyba jednak nie do końca przy zdrowych zmysłach, bo oprócz tego od czasu do czasu podawał się też za króla Artura. Ten pseudo-Warneńczyk pojawił się w wielkopolskim Międzyrzeczu i przez kilka dni udało mu się zwodzić panów wielkopolskich, ale wkrótce został zdemaskowany i w kajdanach przewieziony do Poznania w 1451 roku. Samozwańcem okazał się niejaki Jan z Wilczyny koło Ryczywołu. Zdemaskowali go wielkopolscy rycerze, którzy doskonale znali prawdziwego króla. Historię Jana z Wilczyny znamy dzięki korespondencji, jaką prowadził książę głogowski Henryk IX ze swoimi wysłannikami oraz biskupem poznańskim Andrzejem z Bnina. Okazało się, że Jan z Wilczyny już wcześniej podawał się za kilka wysoko postawionych osób. Raz to za księcia Leona lub Lwa, krewnego jednej z księżnych mazowieckich, raz z jednego z książąt Ostrogoskich. Nie wiadomo, co stało się z Janem z Wilczyny. Nie zachowały się bowiem akta kryminalne z tego okresu, a w innych aktach brak jakiejkolwiek informacji o jego dalszych losach. Prawdopodobnie został osądzony przez starostę generalnego i wojewodę poznańskiego Łukasza Górką i zapewne skazany na śmierć.

Kilka lat później pojawił się w Poznaniu kolejny samozwaniec podający się za króla Władysława. Był nim niejaki Mikołaj Rychlik, informacje o nim przekazał czeski kronikarz Paweł Żydek z Pragi, mający dobre rozeznanie w sprawach polskich. Między tym Polaczek, jeden imieniem Rychlik, mącił ludziom, mówiąc, że on jest królem Polski, który po piętnastu latach pokazał się w Poznaniu, mówiąc że jest królem. Tu go mieszczanie z przedmieścia poczciwie uznali. A gdy pan Łukasz wojewoda przyjechał, poznał, że nie jest królem, ale łgarzem. Chciał go ściąć, ale panowie starsi tej krainy do tego nie dopuścili, tak aby zjazd walny coś o nim postanowił. Potem był z nim na zjeździe walnym, a gdy królowa stara odparła, że nie jest to jej syn, panowie dając mu papierową koronę kazali go ustawić przy pręgierzu, każdego dnia dwukrotnie go chłostali, a potem chowali go w więzieniu uczciwie aż do śmierci, aby nikt o nich nie mógł powiedzieć, że swego króla umorzyli.
Mikołaj Rychlik z Krukienic był szlachcicem z Przemyskiego, dworzaninem Władysława Jagiełły i uczestnikiem nieszczęsnej wyprawy warneńskiej, podczas której najprawdopodobniej dostał się do niewoli. Wrócił z niej po kilkunastu latach. Kiedy go jednak zdemaskowano, Łukasz Górka obawiał się najwyraźniej ściąć Rychlika, bo nie miał gwarancji, że nie jest on rzeczywiście królem. Minęło w końcu aż 15 lat od bitwy i trudniej było jednoznacznie orzec, że nie jest on tym, za którego się podaje. Być może jednak zwyciężyło braterstwo broni. Rychlik walczył z Turkami, podobnie jak wielu panów wielkopolskich, nie chciano więc stracić dawnego towarzysza broni. Zjazd walny w Piotrkowie, podczas którego królowa Sonka zdemaskował samozwańca, odbył się w 1459 roku. Rychlik został skazany na karę hańbiącą, włożono mu na głowę koronę z papieru i wychłostano pod pręgierzem, a następnie wtrącono do więzienia na resztę życia. Nie ścięto go jednak. Powodem była prawdopodobnie toczona wówczas wojna trzynastoletnia w zakonem krzyżackim. Obawiano się, że egzekucja wywołałaby poruszenie w kraju i niepokój wśród walczącego rycerstwa. Tak zakończyła się „kariera” kolejnego pseudo-Warneńczyka w Poznaniu.

Symboliczny nagrobek Władysława Warneńczyka na Wawelu, źródło: Wikimedia.

Legenda o Władysławie Warneńczyku i jego ocaleniu świadczy o potędze mitu o „ostatnim krzyżowcu Europy”. Teoria profesora Rosy jest fascynująca, ale czy da się utrzymać? Jestem przeciwny obalaniu wszelkich tez, które przewracają do góry nogami wieloletnie ustalenia historyków, ale z drugiej strony, do wszystkich tego typu rewelacji, należy podchodzić ostrożnie. Dokumenty krzyżackie nie budzą zaufania. Wiele takich pism pojawiało się w Polsce w czasie trwania wojny trzynastoletniej. Krzyżacy mogli je celowo fabrykować, chcąc podważać legalność rządów Kazimierza Jagiellończyka, aby w ten sposób wprowadzać zamęt w szeregach polskiego rycerstwa. Być może na Maderze osiadł jakieś rycerz, który walczył pod Warną. Być może znał on króla Władysława, a nawet przebywał w jego otoczeniu, być może nawet był w zbliżonym wieku. Mógł podawać na tyle wiarygodne informacje, że uznano go za autentycznego, ocalonego władcę. Nigdy się tego jednak nie dowiemy. Legenda o Warneńczyku z pewnością zasługuje na osobne opracowanie.

Źródło:
P. Głuszek, Gdzie jest grób Warneńczyka?,  http://alehistoria.blox.pl/2009/10/GDZIE-JEST-GROB-WARNENCZYKA.html
J. Wiesiołowski, Pseudo-Warneńczykowie w Poznaniu, w: Bitwa o handel, „Kronika Miasta Poznania”, nr 3, 1995.

4 komentarze:

  1. KOLUMB. Historia Nieznana - Trzeba przyznać, że Rosa wykonał ogromną pracę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Kolumb był Polakiem? Ale polscy historycy unikają tego tematu jak ognia... http://kolumbhn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdę mówiąc nie potrafię odpowiedzieć na pytanie dotyczące Kolumba. Tematem tego tekstu był stosunek króla Władysława Warneńczyka do Poznania i pojawienie się w Poznaniu ludzi, podających się za rzekomo ocalonego króla. Książkę profesora Rosy chętnie przeczytam, bo do tej pory przeczytałem tylko kilka artykułów i wywiadów na temat tez profesora. Poruszyłem tu wątek o pochodzeniu Kolumba tylko dla zobrazowania potęgi legendy o ocaleniu króla spod Warny. Tematyką tego bloga jest historia Poznania, a nie Kolumba, a za innych historyków się nie wypowiadam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Christopher Columbus’s True Identity Unmasked: A Lithuanian Prince?
    Topics: biographies, Cristopher Columbus, France, New World, Portugal, Spain
    By Jon Platakis - Founder/Chairman of the National Lithuanian American Hall of Fame, exclusive for the Lithuania Tribune

    .... Is this just another run-of-the-mill conspiracy theory? Not according to historians from University of Lisbon and St. Joseph’s University, and most recently renowned Greek historian, Miltiades Varvounis, who wrote that Rosa’s book “is a magnum opus and by no means should be considered a work of pseudo history or just another source of nutty conspiracy theories. Rosa’s numerous reliable findings and solid theories would make Sherlock Holmes jealous. The History of Columbus has many mixed-up facts and personalities, and maybe the time has come for the discoverer’s life to be finally rewritten.”....

    http://www.lithuaniatribune.com/31724/christopher-columbuss-true-identity-unmasked-a-lithuanian-prince-201331724/

    OdpowiedzUsuń

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...