Wszyscy chyba
znamy trylogię komediową Sylwestra Chęcińskiego: Sami swoi (1967), Nie ma
mocnych (1974), Kochaj albo rzuć (1977)
i niezapomniany duet dwóch zadziornych i niezwykle upartych zabużańskich chłopów,
którzy usiłują na nowo zorganizować sobie życie na Ziemiach Odzyskanych, czyli
Kargula i Pawlaka. W roli Władysława Kargula wystąpił Władysław Hańcza, wybitny
i charakterystyczny aktor, który miał zostać… inżynierem włókiennictwa i niejako
przez przypadek został aktorem teatralnym i filmowym, a później również
reżyserem i wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Decyzję o wyborze
aktorskiej kariery podjął Hańcza w Poznaniu, do którego trafił również przez
czysty przypadek. Tutaj też zadebiutował i zdobył pierwsze doświadczenia na
teatralnych deskach.
Władysław Hańcza, źródło: www.e-teatr.pl |
Rola Kargula we
wspomnianej już trylogii komediowej, nie była jedyną wielką kreacją tego
aktora. W filmie zadebiutował on w 1947 roku. Szerszej publiczności znany jest
głównie z drugoplanowych ról w filmach i serialach.
Wcielił się m.in. z rolę generała Schulenburga w Hrabinie Cosel (1968), starego Nowowiejskiego z Panu Wołodyjowskim (1968) i w serialu Przygody Pana Michała (1969). Ponadto zagrał Macieja Borynę w znakomicie zrealizowanym serialu Chłopi (1971-72), warto dodać, że w serialu tym wystąpiła cała plejada najwybitniejszych polskich aktorów tamtych czasów. W 1974 roku zagrał hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła w Potopie, a rok później wcielił się w rolę arcybiskupa Bogorii w zrealizowanym z rozmachem, ale nie do końca udanym filmie historycznym Kazimierz Wielki. Oprócz tego zagrał pomniejsze rolę w Popiołach, Nocach i Dniach, Karino, Czterdziestolatku (ojciec Magdy Karwowskiej) i wielu innych. Nie zaprzestał występów teatralnych, a w końcu zabrał się również za reżyserię i wychowywanie kolejnych pokoleń aktorów. Cechował go wysoki wzrost, wyrazista dykcja i bardzo charakterystyczna barwa głosu, dzięki której był rozpoznawalny. Kariera tego wybitnego aktora zaczęła się właśnie w Poznaniu.
Wcielił się m.in. z rolę generała Schulenburga w Hrabinie Cosel (1968), starego Nowowiejskiego z Panu Wołodyjowskim (1968) i w serialu Przygody Pana Michała (1969). Ponadto zagrał Macieja Borynę w znakomicie zrealizowanym serialu Chłopi (1971-72), warto dodać, że w serialu tym wystąpiła cała plejada najwybitniejszych polskich aktorów tamtych czasów. W 1974 roku zagrał hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła w Potopie, a rok później wcielił się w rolę arcybiskupa Bogorii w zrealizowanym z rozmachem, ale nie do końca udanym filmie historycznym Kazimierz Wielki. Oprócz tego zagrał pomniejsze rolę w Popiołach, Nocach i Dniach, Karino, Czterdziestolatku (ojciec Magdy Karwowskiej) i wielu innych. Nie zaprzestał występów teatralnych, a w końcu zabrał się również za reżyserię i wychowywanie kolejnych pokoleń aktorów. Cechował go wysoki wzrost, wyrazista dykcja i bardzo charakterystyczna barwa głosu, dzięki której był rozpoznawalny. Kariera tego wybitnego aktora zaczęła się właśnie w Poznaniu.
Pomnik Kargula i Pawlaka w Toruniu, źródło: Wikimedia. |
Władysław
Hańcza, a właściwie Władysław Tosik (nazwisko zmienił w latach trzydziestych)
urodził się 18 maja 1905 roku w Łodzi, a zmarł 19 listopada 1977 roku w
Warszawie. Maturę zdał w 1924 roku w Gimnazjum im. Ignacego Skorupki w Łodzi.
Początkowo planował zostać inżynierem włókiennictwa i chciał odbyć studia w
Ecole Superieure de Textile w Verviers w Belgii, która była wówczas jedyną
politechniką tekstylną w Europie. Ze względów rodzinnych jednak nie mógł wyjechać
na studia do Belgii, więc musiał wybrać uczelnię w kraju. Zdecydował się
studiować polonistykę na Uniwersytecie Poznańskim. Literatura, teatr, zawsze mnie interesowały – nigdy wprawdzie poważnie.
Zawsze brałem udział w wydawaniu jakichś np. jednodniówek szkolnych, w imprezach
na tzw. cele, strasznie trudno jednak było mnie namówić na występy na scenie. […]
Postanowiłem tedy rok studiować to swego
rodzaju artium, a za rok, jeśli będę musiał zostać w kraju, zdawać na
politechnikę. Oczywiście myślałem tylko o Warszawie. Zanim ściągnąłem papiery z
Verviers, był już październik. W Warszawie wszędzie straszliwy tłok, trudności
z przyjęciem, trudności z mieszkaniem – i wtedy właśnie ktoś zwrócił mi uwagę
na Poznań – młody uniwersytet, miasto przyjemne, co się pchać do tej Warszawy. Właśnie
przez taki przypadek Hańcza znalazł się z stolicy Wielkopolski. Jak sam
wspominał, miasto bardzo mu się spodobało. Pomimo
wieczoru i nienadzwyczajnego oświetlenia miasto z miejsca zaczęło mi się
podobać. Mało podobać, zacząłem wciągać się, ulegać jakiemuś nastrojowi,
którego nie można by określić inaczej jak „świąteczny”, czysty, spokojny,
ładny. Po obrzydliwej w swoim brudzie i niezagospodarowaniu ówczesnej Łodzi, po
jej nerwowym nastroju, po zgiełkliwej, hałaśliwej Warszawie – Poznań robi na
przybyszu wrażenie swoją czystością, zielenią, spokojem, jakimś zrównoważeniem
i pogodą.
Studia niespecjalnie
zainteresowały młodego Hańczę. Jak sam później wspominał, wykłady wybierał dość
chaotycznie, często kierując się bardziej nazwiskami znanych profesorów, niż
tematyką wykładów. Często chodził na zajęcia, które nie były związane z
kierunkiem studiów. Kiedy się już oswoił z miastem i uczelnią, zapragnął
włączyć się z nurt życia studenckiego i przyłączyć się do jakiegoś
stowarzyszenia, bądź organizacji studenckiej. Korporacje studenckie nie
zainteresowały go ze względu na swój konserwatyzm. Uważał ich członków za ludzi
banalnych i jałowych. Wolał przebywać wśród studentów o bardziej liberalnych,
wolnomyślicielskich, czy wręcz radykalnych poglądach. Kilku kolegów wciągnęło
go do Koła Polonistów i ta organizacja zdecydowanie przypadła mu do gustu.
Literatura, której studiowanie wybrał trochę z przypadku, zaczęła go coraz
bardziej pasjonować.
Działalność w
Kole Polonistów pochłonęła Hańczę bez reszty, do tego stopnia, że nawet przez
rok pełnił funkcję jego prezesa. Koło organizowało m.in. prelekcję, na które
zapraszano wybitnych pisarzy i literaturoznawców. Wystąpili to chociażby:
Stefan Kołaczkowski, Adam Grzymała-Siedlecki, Stanisław Noakowski, Emil Zegadłowicz
i wreszcie, szczególnie ceniony przez Hańczę, Juliusz Kaden-Bandrowski. Z kontaktów osobistych z Kaden-Bandrowskim
(musiałem z obowiązków „gospodarskich” dotrzymywać mu towarzystwa) pamiętam go
jako człowieka o ogromnej swadzie; gadał zawsze z pasją, określając wszystko, o
czym mówił, niesłychanie jędrnie, obrazowo, soczyście, kolorowo. Działalność
z Kole Polonistów nie była jedynym przejawem aktywności przyszłego aktora. W
1926 roku włączył się z działalność Komitetu Kasprowicza, którego celem było
stworzenie w willi poety, słynnej „Harendzie” w Zakopanem, muzeum jego imienia.
Dzięki temu poznał wielu ciekawych ludzi, między innymi Witolda Noskowskiego,
dziennikarza, krytyka literackiego i muzycznego, autora szeregu tekstów do
słynnego kabaretu Zielony Balonik.
Rozmowy z Noskowskim o teatrze i aktorstwie być może sprawiły, że zakiełkowały
i zaczęły powoli dojrzewać w umyśle Hańczy myśli o wyborze aktorstwa, jako
swojej drogi życiowej, tym bardziej, że nadal nie miał pomysłu na swoją
przyszłość, ale jednego był pewien – inżynierem włókiennictwa na pewno już nie
zostanie.
Teatr Polski w Poznaniu, źródło: Wikimedia. |
W 1927 roku w
Poznaniu powstała szkoła dramatyczna, zwana Studiem Teatralnym przy Teatrze Polskim,
którą założyła aktorka i reżyserka teatralna Nuna Młodziejowska-Szczurkiewiczowa,
która wraz z mężem – Bolesławem Szczurkiewiczem, również aktorem, kierowała
Teatrem Polskim, a wcześniej kilkoma innymi teatrami, m.in. w Wilnie, Moskwie i
Kijowie. Studiem Teatralnym Młodziejowska-Szczurkiewiczowa kierowała wraz z
Emilem Zegadłowiczem i Stanisławą Wysocką. Zegadłowicz był pisarzem, poetą,
redaktorem i tłumaczem literatury niemieckiej. W 1927 roku przeniósł się do
Poznania, gdzie pełnił funkcję kierownika literackiego Teatru Polskiego i dyrektora
programowego rozgłośni Polskiego Radia. Był też doradcą Księgarni Świętego
Wojciecha i redaktorem naczelnym tygodnika „Tęcza”. Stanisława Wysocka zaś zapisała
się w historii polskiego teatru, jako znakomita aktorka, reżyserka i pedagog.
Nazywano ją nawet „nową Modrzejewską”. Była także dyrektorem kilku teatrów. Władysław
Hańcza, a właściwie jeszcze wtedy Tosik, został jednym z pierwszych uczniów
Studia Teatralnego. Pamiętam egzamin
wstępny. Za stołem siedzieli Nuna Młodziejowska, Stanisława Wysocka i Emil
Zegadłowicz. Kiedym wszedł na salę, przywitało mnie zza stołu przeciągłe: -
Aaa… i pan prezes do nas? Niech pan coś przeczyta! – Do dziś czuję na sobie
baczny wzrok Wysockiej, bardzo szacujący, jak zawsze poprzez swoje largnon –
była strasznym krótkowidzem. […] Lekcje
odbywały się zawsze w porze popołudniowej – rano uczestniczyliśmy w próbach,
statystując albo grając małe epizody, a wieczorem braliśmy udział w
spektaklach.
Emil Zegadłowicz, źródło: Wikimedia. |
Szkoła
dramatyczna i występowanie w małych jeszcze rolach w Teatrze Polskim sprawiła,
że początkujący aktor z trudem znajdował czas na studia uniwersyteckie. Hańcza
najbardziej cenił sobie zajęcia prowadzone przez Stanisławę Wysocką. Po roku
nauki w Studiu Teatralnym, dyrektor Teatru Polskiego, Bolesław Szczurkiewicz
zaangażował Hańczę do pracy z Teatrze. Po
skończonym pokazie dyr. Szczurkiewicz zaprosił mnie do swojego gabinetu i
rozmawiając ze mną o mojej „przyszłości”, zaangażował mnie do zespołu: - Żeby
pan już siedział w teatrze, żeby się pan już nie rozpraszał! W 1929 roku,
zdał eksternistycznie egzamin kwalifikacyjny Związku Artystów Scen Polskich i w
ten sposób został pełnoprawnym aktorem. W tym czasie zagrał swoją pierwszą,
większą rolę. Była to rola Makdufa w Makbecie
Wiliama Szekspira. Jak to często bywało w życiu Hańczy, tę rolę otrzymał przez
przypadek. Aktor mający zagrać Makdufa, rozchorował się, więc Stanisława
Wysocka, który reżyserowała to przedstawienie, a jednocześnie grała Lady
Makbet, powierzyła tę rolę Hańczy, który miał zaledwie jedną noc na nauczenie
się tekstu. Sprostał jednak temu wyzwaniu i przedstawienie zakończyło się
sukcesem, a Hańcza został zauważony przez szerszą publiczność.
Grób W. Hańczy na Starych Powązkach w Warszawie, źródło: Wikimedia. |
W 1930 roku Władysław
Hańcza wyjechał z Poznania. Najpierw odbył trzymiesięczną służbę wojskową, a
później został zaangażowany przez Teatr Polski w Katowicach. Te sześć lat
pobytu w Poznaniu okazało się jednak przełomowe w życiu aktora. Objechałem kilka teatrów w życiu; różne
okresy mojej pracy miały swoje interesujące, ciekawe i ważne dla mnie zakręty,
wzloty i zahamowania – Poznań jednak pozostał tym miastem i tym okresem w moim
życiu, i prywatnym, i artystycznym, którego bogactwo przeżyć już się nie
powtórzyło. Dlatego zawsze to podkreślam – jestem pół na pół poznaniakiem, tam
się właściwie urodziłem: tam bowiem zrodziło się moje aktorstwo, tam się
zrodziło to, co jest treścią mojego życia – teatr, mój teatr!
Źródło:
W. Hańcza, Student i aktor, w: Poznańskie
wspominki z lat 1918 – 1939, pod redakcją T. Kraszewskiego i T. Świtały,
Poznań 1973.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz