Nie jest tajemnicą, że marszałek Józef Piłsudski nie cieszył
się nigdy szczególną sympatią w Poznaniu i Wielkopolsce. Długo można by
wymieniać zarzuty, jakie wobec niego wysuwano. Zarzucano mu m.in. nieudzielenie
pomocy powstańcom wielkopolskim, zbytnie przywiązanie do Kresów Wschodnich
Rzeczpospolitej, kosztem ziem zachodnich i proniemieckie nastawienie podczas I
wojny światowej. Poznań był bastionem endecji, a więc ugrupowania politycznego
wrogiego wobec marszałka. Najbardziej jednak nie mogli mu Wielkopolanie
wybaczyć zamachu z 1926 roku, a w rezultacie obalenia legalnego rządu i objęcia
niemal dyktatorskiej władzy. Duża część wojsk stacjonujących w Wielkopolsce,
wyruszyła na pomoc prawowitemu rządowi, a politycy poznańscy wzywali do
mobilizacji w obronie praworządności. Nie będę tu rozwodził się nad samym
zamachem, napisano już wiele na ten temat, a dyskusja nad racjami obu stron pewnie
i tak nigdy się nie skończy. Sam marszałek zwykł ponoć mówić, że prawda jest
jak pewna część
ciała na cztery litery – każdy na swoją. Skupię się jedynie na reakcji poznańskich wojskowych i polityków na zamach.
ciała na cztery litery – każdy na swoją. Skupię się jedynie na reakcji poznańskich wojskowych i polityków na zamach.
Prezydent RP Stanisław Wojciechowski, źródło: Wikimedia. |
Wiadomość o wkroczeniu do Warszawy oddziałów wiernych
marszałkowi Piłsudskiemu 12 maja 1926 roku, dotarła do Poznania już tego samego
dnia. Wywołało to powszechny sprzeciw w tym przywiązanym do legalizmu mieście.
Marszałek miał niewielu zwolenników w poznańskim, a prym wiodły tu ugrupowania
narodowe (endeckie), chadeckie i konserwatywne, niechętne wobec niego, za to
popierające w mniejszym lub większym zakresie, politykę urzędującego gabinetu
Wincentego Witosa. Rząd Witosa został zaprzysiężony zaledwie dwa dni przed
zamachem, czyli 10 maja, dodajmy, że legendarny przywódca ludowców już po raz
trzeci obejmował urząd Prezesa Rady Ministrów. Był to gabinet koalicyjny,
popierany przez PSL „Piast” i Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, który
był blokiem wyborczym złożonym z ugrupowań endeckich i chadeckich, mających duże wpływy w Wielkopolsce.
Nic więc dziwnego, że zbrojna demonstracja Piłsudskiego spotkała się ze
zdecydowanym sprzeciwem Wielkopolan. Tego
samego dnia, ok. godz. 17, Piłsudski
spotkał się na moście Poniatowskiego z urzędującym prezydentem, Stanisławem
Wojciechowskim i zażądał dymisji rządu
Witosa. Prezydent zdecydowanie odrzucił wszelkie żądania marszałka, co
oznaczało, że walka zbrojna jest nieunikniona.
Spotkanie marszałka Piłsudskiego i prezydenta Wojciechowskiego na moście Poniatowskiego, źródło: Wikimedia. |
Dowódcą obrony Warszawy ze strony rządowej został gen.
Tadeusz Jordan Rozwadowski, a szefem sztabu płk Władysław Anders. Minister
Spraw Wojskowych, gen. Juliusz Malczewski wezwał na pomoc rządowi i
prezydentowi oddziały z całej Polski.
Telegram ministra dotarł 12 maja do Dowództwa Okręgu Korpusu nr VII (DOK VII),
mającego swoją siedzibę w Poznaniu. Na czele DOK VII stał wprawdzie zagorzały
piłsudczyk, gen. Kazimierz Sosnkowski, ale aktualnie nie było go w mieście.
Zastępował go gen. Edmund Hauser, który natychmiast zaalarmował dowództwo 14.
Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Wydano rozkaz o postawieniu w stan gotowości
tzw. bataliony asystencyjne pierwszego i drugiego wezwania z 57. i 58. Pułku
Piechoty. W skład batalionów asystencyjnych miała też wejść pułkowa Szkoła
Podoficerska. Bataliony błyskawicznie osiągnęły gotowość do wymarszu i już w
godzinach popołudniowych, 12 maja wyruszyły pociągiem przez Jarocin i Ostrów
Wielkopolski, do Warszawy. Dowódcą oddziału został gen. Anatol Kędzierski, a
szefem sztabu ppłk Stanisław Roztworowski. Liczebność oddziału liczyła w sumie
1032 oficerów, podoficerów i żołnierzy. Na pomoc rządowi wyruszyli też żołnierze
z innych miast Polski Zachodniej, a zwłaszcza z Leszna, Gniezna, Krotoszyna i
Bydgoszczy.
Walki w Warszawie, źródło: Wikimedia. |
Żołnierze z Poznania dotarli do stolicy z nocy z 12 na 13
maja. Prawie od razu wzięli udział w walkach z rebeliantami, docierając do
Belwederu. Następnie walczyli w rejonie Alei Ujazdowskich, Placu Zbawiciela,
ul. Wiejskiej i Koszykowej. Walki były zacięte i po obu stronach padali zabici
i ranni. 13 maja wyruszyły z Poznania kolejne oddziały na pomoc stronie
rządowej. W ich skład weszły: I i II dywizjon 14. Pułku Artylerii Polowej,
liczące kilkaset oficerów, podoficerów i żołnierzy. Tego samego dnia powrócił
do Poznania dowódca DOK VII, gen Sosnkowski. Nie mógł uwierzyć, że bez jego
zgody wysłano do Warszawy odziały z poznańskiego, ale jeszcze bardziej bolała
go świadomość, że nie został wtajemniczony w plany zamachu przez Piłsudskiego,
a przecież należał do grona jego zwolenników i najbliższych współpracowników. Ich
znajomość datowała się od 1906 roku, kiedy to Sosnkowski wstąpił do Organizacji
Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, której jednym z przywódców był
„Towarzysz Wiktor”, czyli właśnie Józef Piłsudski. Generał Sosnkowski wybrał
wyjście honorowe, podjął próbę samobójczą, strzelając sobie w klatkę piersiową.
Ciężko chorego generała zdołano jednak uratować.
Gen. Kazimierz Sosnkowski ok. 1926 roku, źródło: Wikimedia. |
14 maja z Poznania wyruszyły kolejne oddziały wierne rządowi
i prezydentowi, w skład których weszli żołnierze z 15. Pułku Ułanów
Poznańskich, 7. Dywizjonu Artylerii Konnej i 7. Pułku Saperów oraz batalion
ochotniczy, sformowany przez generała w stanie spoczynku, Józefa Dowbora-Muśnickiego.
Z Leszna wyjechali żołnierze z 17. Pułku Ułanów. Transporty żołnierzy z
poznańskiego natrafiały na przeszkody, gdyż siły wierne zamachowcom niszczyły
tory, a w rejonie Kutna doszło do katastrofy kolejowej, kiedy to transport 7.
Dywizjonu Artylerii Konnej najechał na transport 17. Pułku Ułanów, powodując
duże straty z sprzęcie i koniach. Tymczasem w Warszawie siły rebeliantów zyskały
przewagę, a oddziały wierne rządowi rozpoczęły odwrót.
Czołg, którego używali rebelianci podczas walk w Warszawie, źródło: Wikimedia. |
Do stolicy zbliżali się
wprawdzie żołnierze z Wielkopolski i Pomorza, którzy mogli jeszcze przechylić
zwycięstwo na korzyść rządu, zawiodła jednak łączność z nimi. Tego samego dnia
w godzinach wieczornych, prezydent Wojciechowski podjął decyzję o rezygnacji z
urzędu i przekazaniu władzy na ręce marszałka sejmu Macieja Rataja, chcąc
uniknąć dalszego rozlewu krwi. Do dymisji podał się także premier Witos wraz z
rządem. Walki w Warszawie trwały do 15 maja, ale wskutek dymisji rządu i
prezydenta, podjęto rokowania z rebeliantami i zawarto rozejm. Siły wierne do
tej pory stronie rządowej, wycofały się z Warszawy. 19 maja oddziały z
Wielkopolski powróciły do Poznania, owacyjnie witane przez mieszkańców stolicy
Wielkopolski. Ogółem straty wśród żołnierzy i oficerów z
Poznania wyniosły: 23 zabitych i 107 rannych.
Pogrzeb ofiar walk w Warszawie, źródło: Wikimedia. |
Podczas, gdy w Warszawie trwały walki, w Poznaniu również
wrzało. Większość mieszkańców Poznania i Wielkopolski była przeciwna marszałkowi,
o czym już wspomniałem, jednakże i w tej dzielnicy Piłsudski miał zwolenników.
Popierali go głównie robotnicy, pamiętając, że w przeszłości był on działaczem
PPS. Liczyli, że poprawi on ich byt. Z tego samego powodu Piłsudskiego
popierali socjaliści, a nawet komuniści, jednakże ugrupowania te nie były zbyt
silne w Wielkopolsce. Marszałek mógł liczyć też na poparcie byłych Legionistów.
Przychylność wobec Piłsudskiego wyrażało też część Niemców i Żydów z
poznańskiego. Większość mieszkańców była jednak przeciwko „maniakowi z
Sulejówka”, jak nazywano marszałka.
Adolf hr. Bniński, wojewoda poznański w latach 1923-28, źródło: Wikimedia. |
Przeciw zamachowi opowiedzieli się zdecydowanie m.in.:
wojewoda poznański, hr. Adolf Bniński i prezydent Poznania Cyryl Ratajski.
Wojewoda wprowadził nawet stan wojenny 15 maja. Zamach potępił też senat
Uniwersytetu Poznańskiego, a studenci wstępowali do ochotniczej Legii
Akademickiej. W czasie walk w stolicy, przez Poznań przeszły demonstracje i
wiece w obronie prezydenta, rządu, a przede wszystkim praworządności i
konstytucji. Powtarzano powszechnie, że my
poznaniacy zrobimy wreszcie „porzundek” w Kongresówie. Pojawiły się nawet głosy wzywające od oderwania Wielkopolski i
Pomorza od reszty Polski, którą określano jako zabór rosyjski. Prasa endecka
nazywała Piłsudskiego zdrajcą, buntownikiem, wschodnim bandytą, a wręcz
poddawano w wątpliwość stan jego umysłu.
Nawet po dymisji prezydenta i premiera oraz po zakończeniu
walk, nie doszło do uspokojenia nastrojów. Dalej wzywano do walki z
zamachowcami i ostrzegano przed anarchią w kraju. Rozgłaszano, że samo
zwycięstwo marszałka w Warszawie nie oznacza jeszcze zwycięstwa w Polsce, a Warszawa, to jeszcze nie Polska cała.
Taka sytuacja trwała do początku czerwca. Pojawiły się jednak głosy, że należy
zaprzestać zbyt radykalnych działań, gdyż mogą one doprowadzić do wojny
domowej, z której skorzystają Niemcy i Związek Radziecki. Opinie takie pojawiły
się wśród legendarnych przedstawicieli obozu endeckiego w osobach: Romana
Dmowskiego, Wojciecha Korfantego, Wojciech Trąmpczyńskiego, czy Mariana Seydy.
Generałowie przeciwni Piłsudskiemu, jak Józef Haller i Józef Dowbór-Muśnicki,
także opowiedzieli się za pacyfikacją nastrojów. Ostatecznie przychylił się do
tych opinii także wojewoda Bniński, czołowy przedstawiciel obozu
konserwatywnego.
Roman Dmowski pochwalił władze poznańskiego i żołnierzy za
wzorową, obywatelską postawę w czasie przewrotu majowego, ale jednocześnie
wzywał do zachowania spokoju i rozwagi. Uważał, że teraz należy walczyć z Piłsudskim
metodami parlamentarnymi. Wystąpił też przeciwko tendencjom separatystycznym na ziemiach
zachodnich. Obóz endecki w Wielkopolsce uznał się za moralnego zwycięzcę walce
z zamachowcami. Podkreślano też, że zarówno Poznań, jak i Wielkopolska i
Pomorze, dochowały wierności zasadzie legalizmu.
Roman Dmowski, źródło: Wikimedia. |
Piłsudski, choć oficjalnie nie represjonował swoich
przeciwników, to jednak zapamiętał ich wystąpienie przeciwko sobie. Oficerowie,
którzy opowiedzieli się po stronie prawowitego rządu, byli często pomijani w awansach i
odznaczeniach. Marszałek był jednak mężem stanu i dalekowzrocznym politykiem, zdając
sobie sprawę, że pogłębianie antagonizmów w społeczeństwie i armii jest
niebezpieczne dla kraju. W czasie rządów sanacji, w latach 1926 – 1939,
niejednokrotnie dochodziło do nadużyć i łamania prawa, ale jednak sytuacja w
Polsce była zupełnie inna, niż np. we Włoszech, Niemczech, czy w Związku
Radzieckim. Pamiętamy o procesie brzeskim, czy obozie w Berezie Kartuskiej, ale
jednocześnie nie doszło tu nigdy do takich czystek, jak w stalinowskim ZSRR,
czy „Nocy Długich Noży”, jak w III Rzeszy.
Rządy Piłsudskiego i jego następców historycy określają jako „miękki autorytaryzm”. Jednakże kwestia - czy Marszałek słusznie postąpił zastępując słabe i chwiejne, ale jednak demokratycznie wybrane rządy władzą „silnej ręki”, nigdy nie pozostanie rozstrzygnięta. Faktem jest, że nie wybaczył on nigdy Wielkopolanom ich zaangażowania w obronę prezydenta Wojciechowskiego i premiera Witosa. Uraz do poznańskiego pozostał mu do końca życia. Żołnierze z Poznania walczyli z zamachowcami, bo wierzyli w praworządność i pozostali wierni przysiędze wojskowej. Politycy zaś z tego regionu, mimo, że trudno im było zaakceptować Piłsudskiego przy władzy, to jednak zachowali rozsądek i zadawali sobie sprawy, że wojna domowa skończyłaby się katastrofą. Obie te cech, zarówno przywiązanie do legalizmu, jak i zdrowy rozsądek, wynieśli oni bowiem z domu.
Rządy Piłsudskiego i jego następców historycy określają jako „miękki autorytaryzm”. Jednakże kwestia - czy Marszałek słusznie postąpił zastępując słabe i chwiejne, ale jednak demokratycznie wybrane rządy władzą „silnej ręki”, nigdy nie pozostanie rozstrzygnięta. Faktem jest, że nie wybaczył on nigdy Wielkopolanom ich zaangażowania w obronę prezydenta Wojciechowskiego i premiera Witosa. Uraz do poznańskiego pozostał mu do końca życia. Żołnierze z Poznania walczyli z zamachowcami, bo wierzyli w praworządność i pozostali wierni przysiędze wojskowej. Politycy zaś z tego regionu, mimo, że trudno im było zaakceptować Piłsudskiego przy władzy, to jednak zachowali rozsądek i zadawali sobie sprawy, że wojna domowa skończyłaby się katastrofą. Obie te cech, zarówno przywiązanie do legalizmu, jak i zdrowy rozsądek, wynieśli oni bowiem z domu.
Źródło:
Z. Dworecki,
Poznańskie i Piłsudski, Poznań 2008.
B.
Kruszyński, Garnizon poznański na odsiecz
Radzie Ministrów i Prezydentowi RP w czasie przewrotu majowego w 1926 roku,
w: Poznań Warszawa wspólna sprawa, „Kronika
Miasta Poznania”, nr 1, 2012.
Dziękuję za wpis, interesowało mnie spojrzenie z perspektywy Poznaniaków na zamach majowy.
OdpowiedzUsuń