Poznańskie koziołki

poniedziałek, 30 maja 2011

Poznańskie czarownice i ich obrońcy

Procesy o czary były bardzo powszechne w Europie od XIV do XVIII wieku. Największe ich nasilenie miało miejsce pomiędzy wiekiem XV i XVII. Kobiety uznane za czarownice oskarżano o konszachty, a nawet uprawianie seksu z diabłami, latanie na miotłach, sprowadzanie chorób, nieurodzaju, profanację hostii, wyrabianie trucizn, gromadzenie się na sabatach i szereg innych przestępstw. Fantazje sędziów i oskarżycieli doprawdy nie miały granic. Pierwszym „podręcznikiem” do walki ze zjawiskiem czarnej magii, była książka Młot na czarownice (Malleus Maleficarum) autorstwa dwóch niemieckich dominikanów: Heinricha Kramera i Jacoba Sprengera, wydana w 1486 roku. W naszym kraju "dzieło" to ukazało się w 1614 roku. W Polsce procesy czarownic miały miejsce od XVI do XVIII wieku i co ciekawe, zaczęły się i skończyły w Wielkopolsce.

Źródło: Wikipedia
Pierwszy proces o czary, zakończony skazaniem podsądnej na karę śmierci przez spalenie na stosie, miał miejsce w 1511 roku w podpoznańskim wówczas Chwaliszewie. Gwoli ścisłości dodam, że Chwaliszewo znajdowało się w tym czasie po za murami Poznania i stanowiło odrębne miasto. Ostatni proces o czary, zakończony spaleniem na stosie, odbył się w 1775 roku w Doruchowie koło Ostrzeszowa. Wbrew powszechnie panującej opinii, najwięcej „czarownic” płonęło w krajach protestanckich, nie zaś katolickich. Liczba kobiet skazanych za domniemane czary w krajach protestanckich jest o wiele wyższa, niż w krajach katolickich, gdzie na stos wysłała osławiona Święta Inkwizycja. Zresztą opowieści o zbrodniczej działalności tejże instytucji są bardzo przesadzone. Kościół katolicki jako pierwszy zresztą, zaczął się z procesów czarownic wycofywać.

Źródło: Wikipedia
Kobiety oskarżone o czary były przed procesem poddawane różnorakim próbom i wymyślnym torturom. Najsłynniejsza była próba wody. Oskarżoną zanurzano a wodzie. Jeśli tonęła, oznaczało to, że jest niewinna, jeśli utrzymała się na powierzchni, to znaczy, że diabeł jej pomaga, ergo – jest winna. Podobnie było z próbą ognia. Kobieta musiała chwycić rozgrzany do czerwoności pręt, lub przejść po rozpalonych węglach. Jeśli rany nie były zbyt głębokie i szybko się goiły – oznaczało to, że jest winna. Ogień wszak jest domeną szatana. Co zaś tyczy tortur, to wyobraźnia katów nie miała granic. Najczęściej kobiety rozciągano, wlewano do gardła rozgrzany olej, morzono głodem i pragnieniem, wrzucano do celi myszy i szczury, itp. Sporo wiemy o przebiegu procesów o czary, gdyż zachowały się protokoły z przesłuchań kobiet oskarżonych o czary. Najstarszy taki protokół pochodzi z 1544 roku i został spisany w... Poznaniu. Zanotował go pisarz poznańskiej ławy miejskiej (czyli sądu), Jan Kośmider i dotyczy przesłuchania trzech mieszkanek grodu nad Wartą, oskarżonych o uprawianie czarnej magii: Doroty Gniećkowej, Agnieszki z Żabikowa i Anny Maciejowej Siecczyzny. 

Źródło: Wikipedia
W Poznaniu, co godne podkreślenia, pojawiły się głosy poddające w wątpliwość stosowanie opisanych powyżej metod śledczych. W 1639 roku ukazała się książka profesora Akademii Lubrańskiego, Wojciecha Regulusa pod tytułem Czarownica powołana albo krótka nauka i przestroga ze strony czarownic. Autor nie negował samych procesów czarownic, podkreślając, iż są one niezbędne, ale wypowiadał się przeciwko wymuszaniu zeznań torturami. Zarzucał sędziom stosującym tortury nieuctwo i niekompetencję: „Poturbowane mękami [kobiety] przymuszają, aby plotły na drugie, które sami mianują i te, i owe, uwierzywszy płonnym ich bajkom”. W innym miejscu pisze także (z góry przepraszam wszystkie Drogie Czytelniczki), że kobiety „są rozsądku niedoskonałego, do tego małej eksperiencyji (doświadczenia – autor) albo wiadomości w rzeczach; łatwiej uwierzą i sposobniejsze są do oszukania aniżeli mężowie”. W tym samym roku, również w Poznaniu, ukazała się książka Daniela Wisnera Krótki traktat o ekstramagach, czarownicach, trucicielach, który tortury uważał za ostateczność i apelował, aby uciekać się do nich tylko w celu wyjaśnienia dodatkowych okoliczności przestępstw. W 1647 roku ukazał się w Poznaniu  łaciński traktat jezuity, ojca Fryderyka Spee Rozwaga kryminalna, czyli księga o procesach przeciwko czarownicom. Autor z całą stanowczością piętnował używanie tortur, pisząc, iż gdyby jego samego poddano tak wymyślnym torturom, jak te Bogu ducha winne kobiety, to sam przyznałby się do kontaktów z diabłem. Kolejnym etapem walki ze stosowaniem tortur w procesach czarownic, było dzieło bernardyna, ojca Serafina Gamalskiego, Przestrogi duchowe, wydane w 1742 roku, oczywiście w Poznaniu. Bernardyn ostro potępiał tortury i wykpiwał głupotę sędziów stosujących je.

Źródło: Wikipedia
Procesy o czary wytaczano nie tylko kobietom. Zdarzało się, że również mężczyzn oskarżano o konszachty z diabłem. Przykładem było ścięcie w 1722 roku pod poznańskim ratuszem niejakiego Andrzeja Bocheńskiego z Grodziska, skazanego za kilkakrotne zaprzedanie duszy diabłu. Oskarżano o czary wyłącznie osoby pochodzące z ludu, ubogie i  nie mające protekcji możnych. Bogaci mieszczanie, szlachta, czy duchowni i zakonnicy, mogli do woli zajmować się astrologią i alchemią, bez obaw o własne życie. Za przykład niech posłuży legenda o mistrzu Twardowskim, który nie musiał, przejmować się żadnymi sądami, no może po za sądem w zaświatach.

Warto jednak podkreślić, że w Poznaniu do procesów czarownic dochodziło stosunkowo rzadko i nie zawsze skazywano kobiety na stos. Często wystarczyło złożyć uroczystą przysięgę w kościele w obecności biskupa, aby uniknąć tortur, procesu i stosu.    


Źródło:   
Adam Pleskaczyński, Tomasz Specyał, Kryminalna historia Poznania, Poznań 2008.
Wikipedia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...